strona główna      o nas      statkol      linki      księga gości
Co nowego w Rowerowej Rodzince

VI ZLOT FORUM podrozerowerowe.info - Pokrzywna, Góy Opawskie

16-18 maja 2014



Kolejny zlot na południowych rubieżach kraju, choć apetyty niektórych sięgały nawet dalej. Uczestniczyło ponad 80 osób i po raz pierwszy nie zabrakło nikogo ze starszyzny. Po raz szósty w zlocie wzięli udział: aard, marek.dembowski, mdudek, Remigiusz, Robert!, średni, transatlantyk, Zbyszek oraz usulovski, który powrócił do historycznego nicka.
27 stycznia 2014 - Na stronie głównej pojawił się opis naszej letniej wyprawy z 2013 roku. Pierwszy raz od wielu lat nie wyjechaliśmy za granicę. Trochę zabrakło nam odwagi w okresie przejściowym, gdy Natalia przesiadła się z przyczepy na własny rower. Tymczasem wyjazd zakończył się pewłnym powodzeniem. Córka całą trasę pokonała o własnych siłach, a podróżowanie po Polsce okazało się całkiem przyjemne. Drogi Zachodniego Pomorza były wyjątkowo spokojne, a rajdowe noclegi uzyskały zaskakująco wysokie noty. Zapraszam na Pomorze Zachodnie.
16 września 2013 - Karnawał w Wenecji

Dawno nie publikowałem na stronie zdjęć pozawyprawowych. Tymczasem dwa lata temu miałem okazję odwiedzić Wenecję podczas karnawału. Na Plac Świętego Marka zjeżdżają wtedy różnej maści przebierańcy, którzy chętnie pozują do zdjęć w swych wymyślnych strojach. Różnorodność i pomysłowość przebrań budzi podziw - zapraszam do galerii.

V ZLOT FORUM podrozerowerowe.info - Łękuk Mały, Mazury

17-19 maja 2013



Pierwszy zlot na północy wcale nie cierpiał z powodu braku frekwencji. Na Mazury dotarło około 80 osób.
W wyniku uczestnictwa po raz piąty w Zlocie Forum miejsce w starszyźnie zachowali: aard, marek.dembowski, mdudek, Remigiusz, Robert!, średni, transatlantyk, vilqu, Zbyszek. Z powodu absencji miejsce w starszyźnie stracili: Natalia i Waxmund.

IV ZLOT FORUM podrozerowerowe.info - Międzygórze, Masyw Śnieżnika

18-20 maja 2012



Zgodnie z przewidywaniami IV Zlot Forum okazał się rekordowy pod względem frekwencji. Mimo powszechnych trudności ze zlokalizowaniem Stodoły, w której się odbywał, na miejscu stawiło się ponad 80 osób.
W wyniku uczestnictwa po raz czwarty w Zlocie Forum miejsce w starszyźnie zachowali: aard, marek.dembowski, mdudek, Natalia, Remigiusz, Robert!, średni, transatlantyk, vilqu, Waxmund, Zbyszek. Z powodu absencji miejsce w starszyźnie stracili: Hostox i szkodnik.
13-20 sierpnia 2011 - Rodzinna wyprawka po Beskidach

W Beskidy pojechaliśmy jedynie w rodzinnym, 3-osobowym gronie. Nastawiliśmy się przede wszystkim na wspólną jazdę rowerami, aspekt krajoznawczy wyprawy odsuwając nieco na bok. Nie zabraliśmy aparatu fotograficznego i nie zwiedzaliśmy zabytków. Za to każdego dnia zaplanowaliśmy przynajmniej jeden większy podjazd. Nocowaliśmy głównie w kwaterach, tylko raz Natalka wymogła na nas nocleg w namiocie. Poza brakiem aparatu, byliśmy wyekwipowani, jak na każdą zwykłą wyprawę. Jechało się nam świetnie, a nasze wyniki bardzo pozytywnie nas zaskoczyły.

Statystyki dzienne


dzień trasa dystans
rowerem

[km]
śr. prędkość

[km/h]
max predkość

[km/h]
max przewyż-szenie
[m]
suma przewyż-szeń
[m]
1. BIELSKO-BIAŁA--Przeł.Przegibek (663)--Międzybrodzie Bialskie--Porąbka--KĘTY--Nidek--Osiek--Zasole--BRZESZCZE--Góra--WILAMOWICE--Bestwina--CZECHOWICE-DZIEDZICE 91 16,9 54 340 815
2. CZECHOWICE-DZIEDZICE--Goczałkowice-Zdrój--PSZCZYNA--Pawłowice--JASTRZĘBIE-ZDRÓJ--Zebrzydowice--CIESZYN--Dębowiec--Ochaby--Jasienica--Jaworze Nałęże 117 16,6 55   1005
3. Jaworze Nałęże--Górki Wielkie--Brenna--Przeł. Karkoszczonka (729)--SZCZYRK--Buczkowice--Meszna--Lipowa--Pietrzykowice--ŻYWIEC 53 14,3 48 400 630
4. ŻYWIEC--Świnna--Jeleśnia--Sopotnia Mała--Juszczyna--Węgierska Górka--Milówka--Rajcza--Ujsoły--Przeł.Glinka (845)--(PL)-(SK)--Zákamenné--NÁMESTOVO--Bobrov 98 16,5 45 485 875
5. Bobrov--(SK)-(PL)--Lipnica Wielka--Lipnica Mała--Ochlipów--Przeł.Krowiarki (1012)--Zawoja--Wełcza--Przeł.Klekociny (864)--Koszarawa--Cicha--Hucisko--Pewelka--Kocoń 69 12,8 61 400 1100
6. Kocoń--Kuków--Tarnawa Górna--Mucharz--Zagórze--Stryszów--Zachełmna--Budzów--Bieńkówka--(597)--Stróża--Pcim 74 15,0 59 305 940
7. Pcim--Tokarnia--JORDANÓW--Wysoka--Spytkowice--Raba Wyżna--Przeł.Pieniążkowicka (711)--Czarny Dunajec 53 15,0 48 385 710
8. Czarny Dunajec--Chochołów--Dzianisz--Płazówka--Kościelisko--Butorowy Wierch (1160)--Gubałówka--Ząb--Sierockie--Skrzypne Górne--Szaflary--Ludźmierz--NOWY TARG 62 13,5 51 495 800
ŚREDNIA 77
/dzień
15,3     860
/dzień

Średnio dziennie przejeżdżaliśmy po 77 km, a drugiego dnia udało się nam zrobić aż 117 km. Każdego dnia podjeżdżaliśmy też po 860 metrów w pionie - to też nasz najlepszy wynik, oczywiście biorąc pod uwagę wyjazdy z Natalką w przyczepie.
  1 sierpnia 2011 - Zdążyć na drugie urodziny - Andaluzja w Rowertourze

Artykuł w sierpniowym Rowertourze to mniej lub bardziej udana próba przedstawienia naszych przygód z lekkim przymrużeniem oka:

(...) Przedsięwzięcie zapowiadało się zacnie, więc przygotowania taktyczne do jego realizacji zarządziliśmy z dwudniowym wyprzedzeniem. Na wstępie podjęliśmy trud zidentyfikowania słabych punktów w sferze organizacyjnej wyprawy. Wnikliwa analiza rozkładu dnia naszej dotychczasowej marszruty wskazała na spore rezerwy. Okazało się, że rzadko kiedy udawało się nam opuścić nocleg przed godziną jedenastą, a przypadłość tą trudno było w całości zrzucić na najmłodszą część ekipy. Mówiąc krótko, wyglądało to tak, jak byśmy chcieli odespać w Andaluzji wszystkie imprezy z okresu licealnego i studiów jednocześnie. Pewne braki wykazywało też nasze przygotowanie kondycyjne, ale to akurat łatwo dawało się nadrabiać dobrą miną wynikającą z wysokiej formy psychicznej (...)

Zapraszamy do sierpniowego wydania Rowertouru.

25 lipca 2011 - Podsumowanie wyjazdu do Andaluzji
Trasa wyprawy - O tym, że Andaluzja może być miejscem na osobną wyprawę przekonaliśmy się już podczas pierwszego pobytu w Hiszpanii w 2005 roku. Dokładne zwiedzenie regionu planowaliśmy już od dwóch lat, a trasę rozpisaliśmy na pełne 3 tygodnie pobytu. Rzeczywistość zweryfikowała te plany. Mogliśmy wyjechać tylko na 2 tygodnie, zasięg wyprawy trzeba było ograniczyć, a do domów wróciliśmy z lekkim poczuciem niedosytu - znowu nie udało nam się zobaczyć wszystkiego, co byśmy chcieli.
Na mapie Andaluzji w oczy rzuca się gęsta sieć dróg ekspresowych i dróg z podwyższoną prędkością. Stosunkowo niewiele jest starych, krętych asfaltów. Utrudnia to ułożenie optymalnej trasy, co nie zmienia faktu, że my z naszej jesteśmy bardzo zadowolenii.
Statystyki - Przejechaliśmy niecałe 700 kilometrów z dość niską, jak na wycieczki z Natalią w przyczepie, prędkością średnią. Tłumaczymy to sobie na dwa sposoby. Po pierwsze był to wyjazd otwierający sezon i nie byliśmy do niego przygotowani kondycyjnie. Po drugie był to nasz najbardziej górzysty wyjazd z Natalką.
Uczestnicy - Z rodziną Gurdziołków poznaliśmy się poprzez forum podrozerowerowe.info. Wspólny wyjazd kroił się już od jakiegoś czasu, ale kto by pomyślał, że będzie to od razu taka wyprawa. Wkrótce kolejne wspólne wyjazdy.
Koszt wyjazdu - Wyjazd kosztował nas 4800 zł. Największy wpływ na tą kwotę miały przede wszystkim koszty dojazdu.
Ranking noclegów - Noclegi trzymały dobry poziom, jednak tylko na co drugim mieliśmy bieżącą wodę do mycia. Bardzo pomocnym patentem okazał się bukłak na wodę z końcówką prysznicową, który mieli ze sobą Gurdziołkowie.

III ZLOT FORUM podrozerowerowe.info - Radocyna, Beskid Niski

13-15 maja 2011



Trzeci Zlot Forum uzyskuje niespotykaną dotychczas rangę za sprawą cyklu głosowań zmierzających do wyłonienia kierownika imprezy. Żelaznym kandydatem Grupy Łódzkiej jest oczywiście transatlantyk. Przewidując zaciętą walkę z kandydatami południowymi i czarnym koniem z kielecczyzny, strategię wyborczą omawiamy w Gdańsku przy kawie.

Ustalenia są miażdżące. Postanawiamy stosować wszelkie dostępne metody manipulacji wyborcą, włącznie z czarnym PR wobec konkurencji, kupowaniem głosów za obietnice bez pokrycia i wysuwaniem pozornych kontrkandydatur. Kluczowym posunięciem okazuje się jednak zawiązanie tajnej przybudówki o nazwie Klub Zdobywców Gmin. Dalsze wydarzenia są już tylko logicznym następstwem starannie przygotowanej strategii.
Kandydaturę transatlantyka wystawiamy w okręgu gorlickim, co osłabia monolityczną koalicję z południa i zapewnia mu głosy polonii. Frakcja umiarkowana zostaje rozproszona poprzez przedwczesne wysunięcie kandydatur południowo-zachodnich i parakandydatury stołecznej. Głosy skrajnych frakcji zapewnia Klub Zdobywców Gmin. Przyjęty tam układ większościowy faworyzuje koalicje skrajne, dające więcej gmin w drodze przez pół Polski. Aby uśpić czujność czarnego konia z kielecczyzny, pozwalamy mu wygrać pierwszą turę głosowania.
Ostateczna rozgrywaka jest krótka, ale bezwzględna. Czarny koń z kielecczyzny wprowadza do kampanii wizerunkowej elementy mongolskie. Dla bezpośredniego zaplecza wyborczego organizuje loterię esemesową, rozdając bardzo atrakcyjne nagrody. Równolegle rejestruje na forum znajomych zameldowanych we własnym mieszkaniu. My na plac boju wytaczamy najcięższe działa - sięgamy po celebrytów. Oficjalnego poparcia udziela transatlantykowi emes, czym zakłóca jasny dotychczas przekaz loterii esemesowej. Nieposzlakowaną opinię emesa próbuje podważyć w bezpardonowym ataku lider separatystów warszawskich. W geście solidarności z emesem, konsolidujemy wokół transatlantyka grupę celebrytów z Dolnego Śląska, którzy początkowo wysuwali własne kandydatury. W kolejnym kroku następuje pozorowany rozłam Grupy Łódzkiej, w celu zawiązania doraźnego przymierza z Grupą Poznańską. Lidera Grupy Katowickiej pozyskujemy w zamian za używaną koronkę 11T od kasety ośmiorzędowej. Godzinę przed ogłoszeniem ciszy wyborczej następuje decydujące uderzenie. Szanowany w środowisku fotoreporter ujawnia tzw. skandal świętokrzyski, który miał miejsce podczas II wyprawki. Na zdjęciach widać wszystkie szczegóły. Finałową turę transatlantyk wygrywa różnicą pięciu głosów. Czarny koń z kielecczyzny po raz pierwszy w życiu spotyka bikera szaleńca, którego nie daje rady wyprzedzić!

W wyniku uczestnictwa po raz trzeci w Zlocie Forum miejsce w prezydium zachowali: aard, Hostox, marek.dembowski, mdudek, Natalia, Remigiusz, Robert!, szkodnik, średni, transatlantyk, vilqu, Waxmund, Zbyszek. Z powodu absencji miejsce w prezydium stracili: blindbob i pawelg.
16 kwietnia 2011 - 41 HARPAGAN Lipnica

Było tak pięknie, że pomyliłem wyścig z wycieczką ;)

Plan był dopracowany w najmniejszych szczegółach! Trzy tygodnie przed Harpaganem wylecieliśmy na zgrupowanie do Andaluzji. Hiszpańskie słońce miało zapewnić nieskazitelną opaleniznę, aby godnie prezentować się na mecie, a licznie występujące tam zjazdy wzmacniały psychikę. Trochę gorzej sprawa wyglądała na podjazdach. Potwierdza to moja osobista trenerka, nadzorująca cykl przygotowawczy ze specjalnego stanowiska dowodzenia, podczepionego pod rower. Przez pierwsze dwa dni wołała: - Tato, szybciej! Potem jednak straciła nadzieję na postęp i słyszałem już tylko: - Tato, czemu tak wolno?
Pomimo tych drobnych kłopotów potężna moc biła ode mnie jak nigdy. Zbyt duża ilość mocy na starcie owocuje zazwyczaj szybkim zabłądzeniem totalnym lub kilkakrotnym zabłądzeniem drobnym. Moi kompani, Szymon i Rafał, bardzo szybko ocenili, na co się zanosi i postanowili trzymać się z daleka. Gdy już sobie pobłądziłem dowoli i wytraciłem całą moc wracając na metę z najdalszego punktu na trasie, spotkaliśmy się wszyscy na mecie. Szymon potraktował tą edycję bardziej na luzie. Jeździł powoli, robił dużo fajnych zdjęć i liczył mijane bobry. Dzięki temu przejechał mniej kilometrów, najechał więcej punktów i poklepał mnie w plecy na mecie. Ja wycisnąłem ze swojej mocy 13 punktów grubych i 44 przeliczeniowe. Wystarczyło to do zajęcia 41 miejsca, co dobrze rokuje na przyszłość, gdy będę dysponował nieco mniejszą mocą.
marzec/kwiecień 2011 -
wiosenna wyprawa po ANDALUZJI


Ruszyliśmy pod koniec marca, wróciliśmy zaraz potem, ale jednak już w kwietniu. Całość trwała dwa tygodnie i odbyła się w Andaluzji. RowerowąRodzinkęRemigiuszową wspomagała w tym przedsięwzięciu RowerowaRodzinkaTomzoo. Oznacza to, że łączny wiek dwóch najmłodszych uczestniczek wyprawy lekko przekraczał 6 lat, przy ponad dwukrotnej przewadze naszej Natalii.
Rowerkami ukulaliśmy prawie 700 km liczone wzdłuż i ponad 10 km liczone wzwyż. Była to zatem nasza najbardziej górska wyprawa, co zaowocowało garścią statystyk: 1530 m sumy przewyższeń na 100 km dystansu, jednakowoż 760 m tegoż / dzień wyprawowy oraz garścią rekordów jak np.: największy nasz podjazd dzienny przyczepkowo-dziecięcy w góry o nazwie Sierra (jakaśtam) o różnicy aż prawie 1300 m, Vmax=66 (jednostki nie podam, żeby mi nikt nie zarzucał potem).
Do wyprawy przygotowywaliśmy się bardzo pilnie i od dawna (prawie tak dawna, że tomzoo z małżonką zdołali zaopatrzyć się w dziecię i dołączyli zgodnie do ekipy). Poza powyższym to się do tej wyprawy nie przygotowywaliśmy, dzięki czemu uniknęliśmy efektu przetrenowania na jej starcie i nasza forma psychiczna rosła uparcie wraz z każdym pokonanym zjazdem, których jak już wspominałem pośrednio, było całkiem sporo.
Zdjęć na razie nie mam, bo jak wiadomo robiłem tylko panoramy. Za to bez zbędnej opieszałości zawiadamiam, że córka przejęła zacięcie i wykonała pierwszy i w pełni kompletny fotoreportaż, dokumentując oblicza poszczególnych uczestników przedsięwzięcia wraz z ich pluszakami. Dowiedziałem się przy tej okazji, że w wieku młodym nie jest to wcale oczywiste, że im cięższy sprzęt, tym lepiej w ręcach leży.
Inna istotna uwaga brzmiała, że w tej przyczepie to już przynudnawo i przyciasnawo i czas by się wyemancypować z niej nieco.
Wakacje były tak krótkie, że nasze szanowne dwukołowce postanowiły jeszcze nie wracać i gdzieś sobie po świecie krążą, lub co gorsza zalegają w jakiejś ciemnej, lotniskowej komórce. Sprawa ta nieco nas irytuje zwłaszcza, że kazano nam za powrót owego sprzętu dodatkowo zapłacić.
No i sprawa końcowa. W ramach solidarności z doszłymi lub też nie doszłymi, ale chętnymi uczestnikami IV wyprawki na Azymut, zmagaliśmy się w ostatni piątek z paskudną, wredną, wkurzającą i złośliwą falą upału o wartości 29 stopni pod ścianą od strony zasłonecznej.
20 grudnia 2010 - Drogi w Armenii - Droga przez kanion Worotan, prowadząca do najbardziej ormiańskiego z ormiańskich klasztorów - Tatewa, była kwintesencją naszej wyprawy. Piękno tej trasy tkwiło w jej niedostępności. Dla nas stanowiła prawdziwą zdobycz. Zdobycz, która napawała nas zasłużoną dumą.
Gdy zjeżdżaliśmy do kanionu, na samym początku drogi rozpoczynały się właśnie prace modernizacyjne. Buldożer skubał krawędź skały biegnącej wzdłuż drogi, a wielkie ciężarówki, wzniecając ogromne tumany kurzu, wywoziły urobek w przepaść.
- Kiedy kończycie? - zapytałem jednego z robotników.
- Na jesień. - odpowiedział.
Do zrobienia było jeszcze 13 km drogi wijącej się przez 500 metrowy kanion! Potraktowaliśmy tą odpowiedź jako żart i pojechaliśmy. Nazajutrz, przez cały dzień mozolnie wspinaliśmy się kamienisto-szutrową trasą prowadzącą do perełki ormiańskiej architektury. Na trasie minęło nas może 5-6 samochodów. Przy wejściu do klasztoru dwa inne samochody, wstęp bezpłatny, a w środku może kilkunastu zwiedzających. Czuliśmy się prawie jak na końcu świata, spokojnie oddając się podziwianiu widoków i chłonięciu ducha tego magicznego miejsca.
Kilka dni temu kliknąłem w Google Earth i przetarłem oczy. Droga do Tatewa jest gotowa od miesiąca. Od półtora miesiąca jeździ tam najdłuższa na świecie kolej gondolowa, wożąca turystów ponad kanionem. Ciekawe, jak teraz będzie wyglądało otoczenie klasztoru? Jak szybko pojawią się kramy, bilety, parking.
8 listopada 2010 - Ormianie - Fotoopowieść o ormiańskiej gościnności, życzliwości wobec podróżnych i wiążących się z tym ciekawych spotkaniach na trasie naszej wyprawy. Zapraszam.
  29 października 2010 - Tak się złożyło, że się udało - artykuł o naszej wakacyjnej wyprawie do Armenii

Wyprawa do Armenii to połączenie spontaniczności z odrobiną wyrachowania. Decyzja o wyjeździe zapadła pewnego majowego popołudnia, kiedy Krzysztof rozesłał informacje o nowo otwieranym połączeniu z Warszawy bezpośrednio do Erywania. W swym e-mailu zawarł cenę tego połączenia, co sprawiło, że już następnego dnia akces do ekipy zgłosiło siedem osób dorosłych z dwójką dzieci, rezerwując bez namysłu bilety. Tempo podejmowania decyzji było tak wysokie, że potem niektórzy z nas przez kilka kolejnych tygodni zastanawiali się, czy dobrze zrobili. (...)

Zapraszamy do listopadowego wydania Rowertouru.

16 października 2010 - 40 HARPAGAN Kościerzyna

Harpagan sentymentalny

Dokładnie sześć lat temu w Kościerzynie wywalczyłem jedyny, jak dotąd, tytuł Harpagana. Powrót do Kościerzyny pokazał jak daleko mi do tego wyniku w tej chwili. Trzynaście i pół roku temu byłem po raz ostatni na wspólnej wycieczce z Szymonem Nitką, z którym jeździłem na swoje pierwsze wyprawy. Tego Harpagana przejechaliśmy prawie w całości razem. Wreszcie można się było nagadać. Nie byłoby jednak tego Harpagana, gdyby mnie na niego nie wyciągnął Rafał Buczek z naszego forum sakwiarskiego. Dziękuję Wam Panowie za wspólną jazdę!
W sumie przejechałem zaledwie 173 km, spędzając na siodełku poniżej dziewięciu godzin - trzeba się brać za kondycję, albo na następnego Harpagana szykować jakieś kiełbaski na ognisko. Zaliczyliśmy 14 punktów kontrolnych nie popełniając w zasadzie żadnych błędów nawigacyjnych, w czym zasługa bardzo dokładnej mapy (przy naszym tempie jazdy wielkość i grubość oznaczeń nie stanowiła przeszkody ;) Popełniliśmy za to poważne błędy taktyczne, jak na przykład absencja na tłustym PK20. Nic więc zatem dziwnego, że ledwo utrzymaliśmy się w pierwszej pięćdziesiątce harpaganowej braci.
Grunt, że pogoda dobra była, człowiek się zmęczył jak zawsze i ma teraz o czym pisać!
11 października 2010 - Klasztory Armenii - Pierwsza galeria tematyczna z Armenii, a w niej zdjęcia z szesnastu najważniejszych zabytków, które mieliśmy okazję obejrzeć i które polecamy również innym.
Armenia 2010 - ranking noclegów - Kolejny wyjazd i kolejna z rzędu rekordowa punktacja dla noclegów. Nie spodziewaliśmy się tego, ale jednak. W Armenii na każdym noclegu mieliśmy dostęp do słodkiej wody!! Nie było też żadnych problemów z wyszukaniem dogodnego miejsca, a noclegom towarzyszyło wysokie poczucie bezpieczeństwa.
Pierwsza wycieczka Natalii na własnym rowerze - 5 września 2010

Ledwie trzy tygodnie temu Natalia obchodziła czwarte urodziny, a dziś pojechała z mamą na pierwszą wycieczkę na własnym rowerze... do sklepu, po zakupy. Jazda na rowerze sprawia Natalii ogromną przyjemność. Rower na 16-calowych kołach dostała wiosną, awansem jako prezent urodzinowy. Nie przypuszczałem wtedy, że do urodzin nauczy się na nim jeździć. Wcześniej ćwiczyła na swoim poprzednim rowerku, na kołach 12-calowych, z którego odkręciłem boczna kółka i pedały, obniżając jednocześnie siodełko. Dzięki temu mogła uczyć się łapania równowagi, odpychając się od ziemi nogami. To najlepszy sposób na szybkie nauczenie dziecka jazdy rowerem.

30 sierpnia 2010 - Armenia 2010 - galeria uczestników wyprawy - Muszę przyznać, że tym razem popstrykaliśmy sobie sporo zdjęć, bo i liczba uczestników, jak i liczba fotografów dopisały. Aż pięć osób w ekipie regularnie używało aparatów. Mam nadzieję, że galeria będzie się podobać, zwłaszcza że na wielu ujęciach stanowimy jedynie dodatek do armeńskich krajobrazów.
Armenia 2010 - mapa wyprawy - Jest dostępny również sytuacyjny plan wyprawy. Kolorem czarnym oznaczyłem trasę pokonaną rowerami, a kolorem szarym - autobusami i marszrutkami.
Armenia na składakach - Festiwal Podróżniczy "Strefa Przygody" -
Olsztyn, 22 sierpnia 2010


Popremierowy pokaz prezentacji "Armenia na składakach".
Pod poniższymi linkami można także obejrzeć reportaż TVP Olsztyn oraz fotoreportaż z festiwalu.

Wyprawy rowerowe z dziećmi w Radio Olsztyn, 22 sierpnia 2010
W niedzielę, 22 sierpnia, po godzinie 9:00 będziemy gośćmi audycji "Dziecinada" Radia Olsztyn. Na przykładzie wyprawy do Armenii postaramy się przekonać niezdecydowanych do podróżowania z dziećmi.

Armenia na składakach podczas Festiwalu "Strefa Przygody" - Olsztyn, 22 sierpnia 2010

W niedzielę, 22 sierpnia br., o godzinie 14:00 zapraszamy wszystkich chętnych na olsztyńską scenę staromiejską. Opowiemy o wyprawie do Armenii - pokaz zamierzamy urozmaicić najciekawszymi zdjęciami z wyprawy oraz prezentacją sprzętu: przyczepki Chariot, w której podróżowały Natalka i Madzia oraz składaka Dahon, na którym jechała Justyna.


Podsumowanie wyjazdu do Armenii - 5 sierpnia 2010

Dwa dni temu wróciliśmy z Armenii. Kraj piękny, ludzie wspaniali, aż żal było wracać.
Podpierając się marszrutkami, autobusami, a nawet jazdą na pace 30-letniego ziła, zrobiliśmy pętlę przez wszystkie ważniejsze regiony kraju. Na kilka km wjechaliśmy nawet na tereny formalnie należące do Azerbejdżanu, a faktycznie kontrolowane przez Armenię i Republikę Górskiego Karabachu. Poznaliśmy Armenię chyba dość dobrze i z czystym sercem możemy ją polecić każdemu spragnionemu ludzkiej serdeczności, stromych podjazdów i starochrześcijańskich klasztorów.
Po raz kolejny podróżowaliśmy w wieloosobowej ekipie. Tym razem było nas aż 9 osób i bardzo dobrze sobie razem radziliśmy. Gwiazdami wyprawy okazały się po raz kolejny Natalka i Madzia. Każdy szanujący się Ormianin, że o Irańczykach już nie wspomnę, musiał mieć zdjęcie z naszymi blondynami.
Armeńskie drogi były równie nierówne, co przepiękne widokowo. Świetna amortyzacja Chariotów okazała się wręcz niezbędna. Dwie osoby jechały na rowerach składanych, w tym Justyna na Dahonie z 20-calowymi kołami. Składaki uratowały nam skórę przy podjeżdżaniu marszrutkami - bagaże, 5 rowerów tradycyjnych, dwa rowery składane, dwie przyczepki rowerowe i dziewięciu pasażerów mieściło się do busów dosłownie na styk.
Oczywiście pamiętaliśmy o obowiązku pobijania rekordów :) Tym razem ustanowiliśmy dwa skrajne, związane z prędkością. Dziewiątego dnia wyprawy zanotowałem najniższą średnią prędkość w historii - 6,4 km/h. Podjechaliśmy tego dnia ponad 900 metrów w pionie, po szutrze i kamieniach. Innym razem, na zjeździe z Przełęczy Sulema licznik wskazał 62 km/h. To przyczepkowy rekord Natalki.

Zaznaliśmy niesamowitej, ormiańskiej gościnności, zwiedziliśmy wspaniałe starochrześcijańskie klasztory, pokonaliśmy kilka trudnych podjazdów, zjedliśmy tony przeterminowanych lodów i mamy głębokie przekonanie, że warto było!


ARMENIA / 20 lipca - 2 sierpnia 2010

Decyzja o wyjeździe do Armenii była równie niespodziewana, co natychmiastowa. Wszystko za sprawą Krzysztofa "jedenkg" Grabowskiego, który wynalazł bilety lotnicze z Warszawy do Erywania za 620 zł w obie strony! Decyzja o wyjeździe zapadła jeszcze tego samego wieczora. Przygotowywane od miesięcy plany wyprawy do Hiszpanii wylądowały w koszu, a następnego dnia rezerwowaliśmy przelot w nieznane. Potem było już tylko ciekawiej.
Na wyjazd zdecydowali się również Nowaczykowie, z którymi byliśmy na Korsyce. Łącznie z ekipą kilograma uzbierało się 9 osób z siedmioma rowerami i dwoma przyczepkami. Tymczasem LOT potwierdził możliwość przewozu jedynie sześciu rowerów. Pomysłów na obejście tego ograniczenia było kilka. Ostatecznie zdecydowaliśmy się jechać na składakach, które bez trudu zmieszczą się w podstawowym bagażu. Trochę łatwiej powinno być też podczas planowanych przejazdów miejscowymi środkami komunikacji. Głównym problemem wydają się już tylko upały panujące latem w Armenii.
Podczas naszej 14-dniowej wędrówki planujemy odwiedzić wszystkie najciekawsze zakątki kraju. Architektura to starochrześcijańskie klasztory murowane z różnokolorowych bloków tufu wulkanicznego. Krajobraz to surowe, bezleśne pasma górskie, głębokie kaniony i olbrzymie jezioro Sewan położone prawie dwa tysiące metrów nad poziomem morza. Ale największą siłą Armenii są podobno niezwykle gościnni mieszkańcy. Zobaczymy, jak zareagują na tak dziwaczną ekipę. Na chwilę zapuścimy się również na tereny kontrolowane przez Republikę Górskiego Karabachu - nieuznawanego w świecie kraju, leżącego formalnie w granicach Azerbejdżanu.
5 lipca 2010 - Moda rowerowa w Kopenhadze

W Kopenhadze codziennie na rowerach porusza się 36% mieszkańców. Niezależnie od płci, wieku, wykonywanego zawodu i pochodzenia. Na ulicach króluje rowerowy szyk, a przy rowerach koszyki.
Zdjęcia wykonałem przy okazji udziału w Światowym Kongresie Rowerowym Velo-city Global, który odbył się w dniach 22-25 czerwca br. w Kopenhadze.

8 maja 2010 - 39 HARPAGAN Gdańsk-Osowa

Zgrupowanie w Istebnej zaprocentowało

Wreszcie udało się ujechać ponad 200 km, a nawet 207 km. Po drodze 17 razy pochylałem się nad elektronicznym kasownikiem, co na końcowym wydruku dało aż 57 punktów przeliczeniowych. Jednak uczciwie należy przyznać, że trasa była łatwa nawigacyjnie, choć suma przewyższeń przekroczyła 2000 metrów. Co ciekawe, mimo półtoragodzinnego leniuchowania, wykręciłem najdłuższy w historii swych startów czas jazdy: 10 h 23 minuty.
Prawie całą trasę pokonałem w grupie Leszka Pachulskiego, za co serdecznie moim współtowarzyszom dziękuję. Po 41 lokacie na jesień, tym razem cyferki zamieniły się miejscami i jest miejsce 14 - rewanż uważam za udany!.

II ZLOT FORUM podrozerowerowe.info - Istebna, Beskid Żywiecki

23-25 kwietnia 2010



Tym razem uczestnicy sformowali aż trzy grupy zlotowe. Decyzją szefostwa zostałem przydzielony do Grupy Łódzkiej. Dwa tygodnie przed startem Transatlantyk ogłosił akces do Związku Zbieraczy Gmin, zwanych tudzież zbieraczami chrustu. Nie marnując wspaniałej okazji, nieco gmin pozbieraliśmy już w środę. Wieczorem zgrupowaliśmy się u aarda na chacie, racząc pustawe żołądki tradycyjnym, pieczonym kurczakiem (a nawet trzema). Na czwartek aard przygotował dla nas niespodziankę w postaci etapu, o długości znacznie przewyższającej możliwości percepcyjne lokalnych żulów spod sklepu w gminie Łęki Szlacheckie. Co gorsza, po pewnym czasie, moje możliwości również uległy wyczerpaniu. Nie pozwolono mi jednak skorzystać z kolei szynowej, mamiąc mnie wizją dużej pizzy na noclegu u Waxmunda. Przetrwałem i tym oto sposobem, drugi raz w życiu, dotarłem na zlot forum podróżników rowerowych, zwanych sakwiarzami.
Zlot udał się wyśmienicie, a zlotowiczów, którzy nie opuszczają naszych dorocznych spotkań proponuję zaliczyć w poczet forumowej starszyzny. A zatem lista, która może być już tylko krótsza wygląda następująco: aard, blindbob, Hostox, marek.dembowski, mdudek, Natalia, pawelg, Remigiusz, szkodnik, średni, transatlantyk, vagabond, Vilquu, Waxmund, Zbyszek. Teraz będzie większa motywacja, by się nikt pochopnie nie wykruszył.
Dziękuję Barteuszowi za udzielenie schronienia oraz cinkowi88 za podwiezienie przez pół Polski na pociąg.
12 kwietnia 2010 - Nasze zdjęcia w przewodniku po Korsyce"
W najnowszym przewodniku Wydawnictwa Pascal znalazło się blisko 30 zdjęć z naszej ostatniej wyprawy wokół Korsyki.

22 marca 2010 - Serce Korsyki bije w górach - relacja z wyprawy. Tym razem prawdziwa brazylijska nowela napisana "dzień po dniu". Jeśli ktoś doczyta do końca, gratuluję i podziwiam :) Dla dwóch pierwszych osób przewidziano cenne nagrody ;)
13 marca 2010 - Natalka przesiada się do CHARIOTA
O przewagach Chariota nad naszym Trekiem przekonaliśmy się na Korsyce. Amortyzowane koła, bardzo niska waga i idealnie wyprofilowane siedzenia to najważniejsze z jej zalet. Dla Natalki wybraliśmy model Chariot Cougar 1 - odpowiedni zarówno na długie wyprawy, jak też na krótkie wycieczki do lasu. W zestawie mamy również dodatkowe kółka skrętne (wersja wózek) oraz trzecie duże koło (wersja joggingowa).
Chariot produkuje najbardziej zaawansowane technologicznie przyczepki dla dzieci. Dopracowana w najmniejszych szczegółach konstrukcja Chariot Cougar 1 jest łatwa w obsłudze i waży całe 6 kg mniej od Treka. Regulowana amortyzacja łagodzi wstrząsy, a dzięki bardziej pochylonym oparciom, Natalka może spać podczas jazdy w wygodnej pozycji.
Na podstawie obserwacji poczynionych podczas wyprawy wokół Korsyki napisałem krótki test przyczepki Chariot Cougar 1.
  5 marca 2010 - Vive la caravane - relacja z wyprawy na Korsykę w Rowertourze

Dalsza droga chyba w całej rozciągłości wyczerpuje definicję wymarzonej trasy rowerowej. Gładki asfalt wije się krawędzią bardzo stromego, skalngo zbocza. Wznosi się do około 150 metrów nad poziom morza, by za chwilę szybkim i krętym zjazdem dojechać do malowniczej przystani rybackiej lub maleńkiej kamienistej plaży. Potem kolejny podjazd, wspaniały widok na turkusowe morze i kolejny zjazd. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem piękna Korsyki. Można przeczytać dziesiątki relacji, obejrzeć tysiące zdjęć, ale rzeczywistość i tak przerasta nasze najśmielsze oczekiwania. Szalony pęd powietrza na zjazdach, lawirowanie w serpentynach, zapach morza na dole i krople potu spływające do oczu na podjazdach (...)

Zapraszam do marcowego wydania Rowertouru.

16 listopada 2009 - RowerowaRodzinka w Dolinie Loary - pełna wersja relacji z naszej zeszłorocznej wycieczki w Dolinę Loary i do Luksemburga. Opisy pięknych zamków oraz solidna zachęta dla rodziców, którzy obawiają się dalekich wyjazdów z małymi pociechami. Zapraszam.
17 października 2009 - 38 HARPAGAN Reda


Turbodymomen zawstydził Bobera i wpuścił przed siebie półtora raza więcej osób niż zwykle :)

Dwudziesty, jubileuszowy start, błąd przed samą metą i poważne spóźnienie w jego efekcie. Coż, Red Bulli się nie pija, to i ciało, i umysł zamiera. Zostają tylko dobre chęci. A tych wystarczyło na 184 km, średnią 18,6 km/h, 11 PK o wartości 42 pkt. i minus cztery za czas, nie wspominając już o nie zaliczonym PK5, zamiast którego wylądowaliśmy w Wejherowie. Edycja miała być górska i była. Tysiąc metrów sumy przewyższeń osiągnęliśmy już na 72-kilometrze. Wystartowaliśmy w silnej grupie gdańsko-elbląskiej. Niestety przed trzecim punktem zagubił się Darecki. Potem straciliśmy z oczu Marcina Błasiaka i przewaga gdańszczan nad elblążanami już do samego końca wynosiła 2:1. Moi dwaj towarzysze "od startu do mety" to niezawodny Roman Kielusiak i formalnie działający incognito Marek Kamm. Dziękuję za wspólną jazdę w mrozie, słońcu, deszczu i po zmroku. Pozdrawiam również braci Bielińskich, z którymi widzieliśmy się chyba na wszystkich punktach oprócz tego jednego więcej, którego my złapaliśmy pod koniec wyrabiając cenną przewagę i tego jednego mniej, którego oni spokojnie zgarnęli w drodze na metę, podczas gdy my zaginęliśmy w leśnych czeluściach.
Grunt, że impreza była udana jak zwykle, a wynik nieudany jak nigdy. Przynajmniej już dziś człek pała chęcią rewanżu. Wedle wstępnych wyników zaliczenie 11 PK i 4 minuty spóźnienia oznaczają 41 lokatę w klasyfikacji.
16 października 2009 - Polskie Radio Jedynka i Zamki nad Loarą
W programie Cztery Pory Roku, po godzinie 10-tej zaplanowano audycję poświęconą Zamkom nad Loarą, które odwiedziliśmy w zeszłym roku. Będzie okazja by "na żywo" opowiedzieć o wrażeniach z naszej wyprawy i zachęcić do odwiedzenia tego pięknego regionu Francji. Zapraszam.

12 października 2009 - ostatnie dwie galerie z wyprawy Korsyka 2009:
Region Nebbio oddziela od sąsiedniej Castagnicci głęboka dolina rzeki Golo. Obydwa miejsca są bardzo podobne do siebie, jednak w Nebbio nie znaleźliśmy już tak starych, maleńkich, kamiennych miasteczek. Tutaj królowały pastelowe, starannie odnowione fasady. W Nebbio dopisała nam wspaniała, fotograficzna pogoda. Szybko przesuwające się po niebie obłoki dopełniały piękną scenerię. Dwa piękne dni... niestety był to już koniec naszej wyprawy.
Bastia to drugie, co do wielkości miasto Korsyki. Wpływając do portu widzieliśmy tylko ładne, kolorowe budynki. Teraz znalazło się więcej czasu, by lepiej przyjrzeć się miastu. Ostatniego dnia naszej wyprawy, swoją przygodę z Korsyką rozpoczynali Lucyna i Igor Czajkowscy. Oni na poziomkach, my z dziećmi w przyczepkach - takiej ekipy tu jeszcze nie widziano.
5 października 2008 - Galeria: Korsyka 2009 - Region Castagniccia. Mogłoby się zdawać, że po objechaniu całej wyspy dookoła nic już nas nie potrafi zaskoczyć. Tymczasem ostatnie dni wyprawy z przejazdem przez regiony Castagniccia i Nebbio były największym pozytywnym zaskoczeniem naszego wyjazdu. Wąskie, przesadnie kręte i niczym nie zabezpieczone drogi wspinały się zboczami dolin, prowadząc do kolejnych kamiennych miasteczek. Jazda rowerem po takich drogach to wspaniałe przeżycie. I pomyśleć, że Castagniccię dopisałem do planu wyprawy, tylko po to, by ominąć płaskie Wschodnie Wybrzeże. Byłem zresztą niemalże pewny, że i tak tam nie pojedziemy. W tak licznej grupie, z dwójką małych dzieci, obsuwa była prawie pewna. Ofiarą ewentualnej korekty trasy miała paść właśnie Castagniccia. O dziwo obsuwy nie było, a przejazd przez Castagniccię polecamy każdemu, kto odwiedzi Korsykę.
28 września 2009 - Galeria: Korsyka 2009 - Przejazd przez Col de Bavella 1218 m n.p.m.. Liczący 47 kilometrów podjazd na Col de Bavella był największym wyzwaniem wyprawy na Korsykę. Z podjazdem zmagaliśmy się przez dwa dni. Potem był bardzo szybki zjazd, nocleg na sąsiedniej przełęczy i wreszcie wylądowaliśmy na przepięknej plaży w Solenzara.
14 września 2009 - Galeria: Korsyka 2009 - Zachodnie Wybrzeże od Calanche de Piana do Bonifacio. Zachodnie Wybrzeże - najbardziej znana atrakcja Korsyki ma swoje dwa oblicza. O odcinku położonym na północ od Porto można powiedzieć, że na całej swej długości jest niezwykle malowniczy. Im bardziej na południe się przemieścimy, tym bardziej góry oddalają się od morza, a piękne krajobrazy ustępują tym trochę mniej atrakcyjnym. I tu jest jednak kilka miejsc absolutnie topowych, których pominąć nie wolno: skały Calanche de Piana, wyspy Iles Sanguinaires koło Ajaccio, miasteczko Sartene oraz Bonifacio leżące na białych, wapiennych klifach. Są też wspaniałe, wielokilometrowe zjazdy i długie podjazdy. A tak na marginesie, to mogę powiedzieć, że przejazd przez Korsykę niesamowicie podnosi poprzeczkę oczekiwań i z czasem człowiek marudzi na mijane krajobrazy, choć nie powinien :)
7 września 2009 - kolejne dwie galerie z wyprawy Korsyka 2009:
Region Balagne zajmuje niewielki obszar w północno-zachodniej części Korsyki. Podobnie, jak w przypadku Desert des Agriates, wielu turystów zapomina o zjechaniu z utartych szlaków, którym w tym przypadku jest główna droga z l'Ille Rousse do Calvi. Tymczasem nadkładając nieco kilometrów można przejechać przez piękne, zadbane miasteczka, malowniczo przylepione do zielonych wzgórz, lub zmierzyć się ze stromym podjazdem na Bocca di a Battaglia 1099 m n.p.m. W Balange trafił się nam najpiękniejszy jak dotąd nocleg w życiu. Nieco poniżej przełęczy Bocca di Salvi rozbiliśmy namioty na niewielkiej łące, u stóp rozległej doliny, otoczeni z trzech stron wysokimi pasmami górskimi z widokiem na morze, miasto Calvi i niesamowitą przestrzeń wokół...
Zachodnie Wybrzeże od Calvi do Porto i jeszcze kawałeczek dalej, do skał Calanche de Piana, to najbardziej znany i najpiękniejszy fragment korsykańskiego wybrzeża. Począwszy od przełęczy Col de Palmarella wybrzeże przybiera niezwykle atrakcyjny kształt. Wysokie pasma górskie wdzierają się daleko w głąb morza, tworząc długie, wąskie zatoki. Droga wije się niemiłosiernie. Wchodzi daleko w głąb lądu, okrążając długie doliny, by za chwilę zawisnąć wysoko na skale, nad samą wodą.
31 sierpnia 2009 - Galeria: Korsyka 2009 - Desert des Agriates. Pustkowia Desert des Agriates z punktu widzenia przebiegającej przezeń szosy D81 wyglądają nieciekawie. Prawdziwe piękno tego regionu kryje się już kilka kilometrów dalej. Z wioski Casta odchodzi droga szutrowa prowadząca na dzikie wybrzeże z przepięknymi plażami Saleccia i Lotu. Droga ta dostępna jest tylko dla samochodów z napędem na 4 koła i oczywiście dla rowerzystów. Jednak niekonicznie dla rowerzystów podróżujących z dziećmi w przyczepkach. Odcinek 12 km z 300-metrowym spadkiem pokonywaliśmy ponad 3 i pół godziny - to chyba dobrze oddaje trudy przeprawy. Niemniej opłacało się. Zachęcamy wszystkich podróżników do zjechania z utartego szlaku wokół wyspy i odwiedzenia najpiękniejszych plaż na Korsyce. Dla tych, którym nie wystarczy czasu, pozostaje na osłodę Plege de Ostriconi dostępna niemalże z głównej szosy.
12 sierpnia 2009 - Dlaczego nie zawsze wybieram najkrótszą drogę, czyli mapa gmin zaliczonych rowerem. Wtajemniczeni wiedzą, dlaczego nie zawsze wybieram najkrótszą drogę przejazdu. Niewtajemniczeni mają mnie za dziwaka i rozpowiadają, jak to nadrabiam kilka km by minąć jakąś tabliczkę z nazwą wioski i spokojnie zawrócić. Do zapisywania gmin odwiedzonych rowerem zainspirował mnie wyczyn Mieczysława Parczyńskiego, który zaliczył wszystkie miasta w Polsce. Gmin jest dużo więcej i sporo km jeszcze przede mną :)
3 sierpnia 2009 - Galeria: Korsyka 2009 - Cap Corse. Cap Corse nazywany jest Korsyką w miniaturze. Łagodna, wschodnia strona półwyspu, jak dla nas była w sam raz na pierwsze rozgrzewkowe kilometry. Zachodnia, z licznymi podjazdami, dała pojęcie, jak będzie wyglądała nasza trasa przez następne tygodnie. Niektóre fragmenty drogi po Cap Corse należały do najbardziej wyeksponowanych i co za tym idzie, najpiękniejszych odcinków, jakie pokonaliśmy na Korsyce. Zapraszam do obejrzenia zdjęć.
28 lipca 2009 - Ranking noclegów Korsyka 2009. Wyszukanie dogodnego miejsca na nocleg nie było łatwe. Jednak dostępność słodkiej wody, ładne krajobrazy oraz wysokie poczucie bezpieczeństwa zadecydowały, że korsykańskie noclegi uzyskały najwyższą ocenę w historii naszych wypraw!
Wstępnie zakładaliśmy, że będziemy nocować na dzikich plażach, ale w rzeczywistości pomysł ten był trudny do zrealizowania i niepraktyczny. Prawdziwym hitem okazały się za to wspaniałe, krystalicznie czyste rzeki. To w ich pobliżu staraliśmy się zakładać obozowiska. Na 18 noclegów, tylko w dwóch przypadkach nie mieliśmy dostępu do wody. I jeszcze sprawa zabezpieczania, czy wręcz chowania rowerów na noc, która dość często przewija się w pytaniach na forach i w mailach. Rowerów i przyczepek nie zapinaliśmy i nie chowaliśmy, stały obok namiotów. Wiele tu jednak zależy od wyszukania odpowiedniego miejsca na nocleg.

20 lipca 2009 - Statystyki rajdowe. Tradycyjna garść statystyk powiększona o parę praktycznych uwag i spostrzeżeń.
Z pozoru wygląda na to, jakbyśmy się na Korsyce z lekka obijali. Przebiegi dzienne rzędu 47 km do imponujących nie należą, ale pod wieloma względami był to nasz najtrudniejszy rajd. Trasa najbardziej górzysta w historii, a średnie obciążenie roweru wahało się w granicach 65 kg. Mimo to ani przez chwilę nie żałowaliśmy, że przyszło się nam męczyć na Korsyce. Stęsknił się człowiek za górami :) No i aż trzy razy pobijaliśmy z Natalką wspólny rekord prędkości. Teraz zaczyna się od szóstki.
13 lipca 2009 - Vive la caravane - galeria uczestników wyprawy
Vive la caravane - tak pozdrowił nas jeden z kolarzy, których wielu mijaliśmy na krętych, korsykańskich drogach. Faktycznie, nasza karawana wyglądała imponująco :) Dziś prezentujemy uczestników wyprawy. Galeria jest większa niż zwykle, ale i ekipa była dwa razy większa niż zwykle, a w pięknych krajobrazach aparat sam składał się do zdjęć.
6 lipca 2009 - Galeria 20 najciekawszych zdjęć z Korsyki, a w zasadzie 20 panoram, bo przy panoramach zwykłe zdjęcia nie mają szans :)
Z wyprawy po Korsyce przywiozłem 280 pojedynczych zdjęć, głównie portretów oraz 130 panoram. Statystyczna panorama składała się z pięciu oddzielnych ujęć, rekordowa z dziesięciu. Trochę roboty z tym było. Zapraszam do oglądania.
29 czerwca 2009 - Kosztorys wyprawy Korsyka 2009. Po raz pierwszy podaję koszt całkowity dla całej naszej rodziny, gdyż przeliczanie na 1 osobę dorosłą powoli traci sens. Natalka też zaczyna coś tam kosztować :)
Było drogo! To tak w skrócie. Jak zwykle oszczędzaliśmy ile się dało. Bilety na prom kupowaliśmy z 2-miesięcznym wyprzedzeniem po najniższej możliwej cenie. Tylko 4 razy (na 27 noclegów) korzystaliśmy z kempingów. Kempingi okazały się drogie i niezbyt przyjemne. Droga była też żywność, a na tego typu wyprawach wyżywienie stanowi poważny udział w kwocie wydatków. Na wyspie prawie w ogóle nie było tanich hipermarketów, z których słynie Francja. Ceny w supersamach były o około 50% wyższe niż we Francji kontynentalnej!! Ale coś za coś. Poniesionych kosztów nie żałujemy, ostrzegamy jedynie potencjalnych naśladowców, że takowy problem występuje.
22 czerwca 2009 - Szczegółowa mapa wyprawy Korsyka 2009.
Na mapie między innymi podział na etapy dzienne i garść statystyk do każdego odcinka. Za podkład do prezentacji trasy posłużyły mapy ze strony ViaMichelin.
13 czerwca 2009 - Krótkie podsumowanie wyjazdu na Korsykę
No i wróciliśmy. Wyprawa po Korsyce udała się wyśmienicie, w czym główna zasługa naszej zgranej, 6-osobowej ekipy. W tak licznym gronie bardzo trudno o równe tempo jazdy, dyscyplinę i bezkonfliktowość, a jednak nasza drużyna posiadała bez wyjątku wszystkie te cechy. Chyba głównie dzięki temu udało się nam w całości zrealizować zaplanowaną trasę i to nawet z jednodniowym wyprzedzeniem.
Korsyka, na przełomie maja i czerwca, okazała się miejscem niemalże idealnym do jeżdżenia rowerem. Niemalże, ponieważ trafiliśmy na anormalne upały. W cieniu, którego trudno było uświadczyć, temperatura oscylowała wokół plus 30 stopni, w słońcu było do, a czasami nawet ponad 40. Nasze organizmy, nie przyzwyczajone do intensywnego słońca i wysokiej temperatury, dość poważnie to odczuły. Smarowaliśmy się kremami, jeździliśmy w drugich rękawkach, ale i tak nie obyło się bez poparzeń. Najtrudniejsze były wielokilometrowe podjazdy bez skrawka cienia. Niestety czasami brakowało również przydrożnych źródełek, w których mogliśmy zaczerpnąć świeżej wody i schłodzić przegrzane głowy.
Ale dość narzekania, teraz o tym co miłe. Korsyka była przepiękna, prawie cały czas jechaliśmy drogami, z których roztaczały się niesamowite widoki. Czasem na przejrzyste, turkusowe morze, czasem na zielone góry z całkiem pokaźnymi resztkami śniegu w najwyższych partiach, a najczęściej i na jedno, i na drugie. Do tego drogi te były wąskie (nawet do 2-3 metrów szerokości) i niezwykle kręte, czyli idealne dla rowerzystów. Podjazdy w większości okazały się łagodne: normę stanowiło 4-6% nachylenia, strome odcinki to 7-9%, a zupełnymi wyjątkami były, zabójcze dla objuczonych tatusiów, fragmenty dochodzące maksymalnie do 15%. W sumie przejechaliśmy 1086 km w poziomie i 15,5 w pionie. Mimo obciążenia tatusiowych rowerów ciężarem ok. 65 kg całość trasy pokonaliśmy w siodełkach. Drobne odstępstwa od tej normy występowały na niektórych odcinkach szutrowo-kamienistych. Rekordową przeprawę zafundowaliśmy sobie na dojeździe do Plage de Saleccia na Desert dez Agriates, gdzie pokonanie 12 km drogi (przy 300-metrowym spadku) zajęło nam ponad 3 godziny. Najważniejsze jednak to, że z dzieckiem w przyczepce można jeździć również po górach, co mnie osobiście niezmiernie ucieszyło i znacznie poszerzyło potencjalny obszar do planowania kolejnych wyjazdów.
Cap Corse, zachodnie wybrzeże ze skałami Calanche, klify w Bonifacio, czyli najbardziej znane atrakcje Korsyki potwierdziły swój status. Ale jak to zwykle bywa, bardziej zaskoczyło nas to, co nieznane i niespodziewane. Taką niespodzianką okazał się górski przejazd z Alerii do Bastii przez regiony Castagniccia i Nebbio, omijający płaskie wschodnie wybrzeże. Co ciekawe, były to ostatnie dni wyprawy, kiedy w zasadzie mało co mogło nas już zaskoczyć. Tymczasem to tam natrafiliśmy na najwęższe, 2-metrowe asfalty, gdzie nawet pojedynczy samochód miał problem z ominięciem naszej karawany. Nie stanowiło to jednak większego problemu, gdyż owe samochody pojawiały się nie częściej, jak raz na godzinę. Tam mijaliśmy najpiękniejsze, nietknięte przez cywilizację, zapomniane, kamienne miasteczka. Była cisza, spokój i niesamowite otoczenie, jakby sprzed wielu dziesiątek, a może i więcej lat. Takie zakończenie wyprawy bardzo pozytywnie nastraja, bo każdy żałuje, że wyjazd się już kończy. My chyba też żałowaliśmy, choć co poniektórzy uczestnicy otwarcie domagali się kontaktu z babcią :)
Wkrótce postaram się zaprezentować pierwsze zdjęcia oraz przekażę więcej konkretnych informacji na tematycznych podstronach dotyczących wyprawy. Zapraszam.
  8 czerwca 2009
W trakcie naszego pobytu na Korsyce, w czerwcowym wydaniu Rowertouru ukazał się artykuł pt. "Raj o kształcie litery C". Jest to opis wyprawy do Chorwacji, którą mieliśmy przyjemność odbyć jeszcze w dwuosobowym składzie w 2004 roku. W artykule, bazując na trasie naszego przejazdu, opisuję główne atrakcje architektoniczno-przyrodnicze Chorwacji oraz przekazuję garść informacji praktycznych o tym kraju.
Przyznam, że bardzo miło pisało mi się o starych czasach. Było to przyjemne odświeżenie dobrych wspomnień. Zapraszam.

16 maja - 12 czerwca 2009

Wyruszamy na wyprawę dookoła Korsyki. W trasie spędzimy 24 dni. Z racji ukształtowania terenu, będzie to jeden z naszych najtrudniejszych wyjazdów. W zasadzie każdego dnia czeka na nas jakaś przełęcz. Warto tu wspomnieć, że waga samej przyczepki z Natalką wynosi około 32 kg, do tego dochodzi standardowy bagaż wyprawowy. Łącznie grubo ponad 50 kg. Oznacza to, że stosunkowo niewysokie przełęcze będą kosztowały sporo sił.
W wyprawie towarzyszy nam rowerowa rodzinka Magdy, Ewy i Michała Nowaczyków. Z Michałem znamy się z Harpagana i właśnie podczas jesiennego startu powstał pomysł wspólnej wyprawy. Magda jest o 4 miesiące młodsza od Natalii. Dziewczynki poznały się podczas ostatniej majówki i od razu bardzo się zaprzyjaźniły.
Zapowiada się niezwykle przyjemna i obfitująca w przepiękne krajobrazy wyprawa. Większość noclegów zamierzamy spędzić na pustych, o tej porze roku, plażach. Dzienne dystanse będą oscylowały w granicach 50 km, będzie więc sporo czasu na odpoczynek, chłodne kąpiele, a w przypadku dzieci, zabawę w piachu. Przed nami 1100 km i ponad trzy tygodnie beztroskiej włóczęgi dookoła Korsyki.

I ZLOT FORUM podrozerowerowe.info - Podlesice, Jura Krakowsko-Częstochowska

24-26 kwietnia 2009



To wydarzyło się naprawdę...
Jest koniec kwietnia 2009 roku. Na starcie morderczej wyprawy na kemping Jurajski w Podlesicach staje 23 śmiałków. Wyzwanie podejmują tylko najtwardsi i najbardziej wytrwali. Prawdziwa śmietanka polskiego sakwiarstwa. Ludzie o stalowych nogach i dupach z kauczuku. Ludzie, którzy potrafią łamać siodełka jednym ruchem pośladka. Prawdziwi specjaliści, dla których złapanie kłapcia na piasku jest tylko kwestią czasu, a nie możliwości. Zawodowi testerzy sprzętu. Dla dobra nauki są w stanie jechać 50 km z sakwą ocierającą o koło. Dalsza sekwencja wydarzeń wydaje się oczywista. Kolejne rekody padają jak muchy w upalny dzień.
Rekord najważniejszy: na zlot przyjeżdżają aż 23 osoby. Wobec tak zaskakującego wyniku, pozostałe wyczyny wydają się jedynie marnym puchem o sprężystości 500 cuin lub mniejszej. Wrodzona rzetelność każe jednak i o nich wspomnieć.
Rekord wysokości podczas zlotu forum ustanawia przyczepka Waxmunda. Jeszcze nigdy żaden extrawheel nie uczestniczył w zlocie naszego forum na takiej wysokości. Transatlantyk opracowuje autorską trasę dojazdu do Podlesic, która wiodąc poprzez Łódź, liczy blisko 700 km. Arkadoo próbuje odgadnąć tajemnicę niespotykanej mocy Transatlantyka, pilnie fotografując wszystkie posiłki mistrza. Obecnie trwa analiza składników. Usulovski i Remigiusz pobijają rekord gmin zaliczonych w drodze na zlot. Remigiusz wciąga w proceder nawet Mikiego i Transatlantyka, jednak przedwczesny anons Vagabonda niweczy zamysł zaliczenia gminy Andrespol, czyniąc z niej białą plamę na rubieżach Łodzi. Dynuel składa rower, jak kieszonkowy scyzoryk i przybywa na zlot z dalekiej Brytanii. Zdopingowany ilością zgromadzonego opału, organizuje widowisko światło-ciepło i dźwięk, przy którym weselny pokaz sztucznych ogni w wiosce za lasem chowa się, jak łysina pod włochatym kaskiem RafałaB.
Wyrazy uznania dla Grupy Krakowskiej za czujną eskortę forumowych naklejek autorstwa Natalii. Szacunek dla Grupy Łódzkiej za jazdę szybką jak wiatr na to pozwolił. Żółwik dla młodego Średniego za stoickie podejście do cyklicznych napomnień w temacie sakwy trącej o koło. Podziękowania dla wszystkich uczestników za zbudowanie wspaniałej atmosfery zlotu - miło było Was poznać.
I jeszcze jedno. Słowo "największy" pada w tym tekście ze 23 razy. To chyba najlepiej świadczy, z jakiej rangi wydarzeniem mieliśmy do czynienia. Już za rok, w ostatni weekend kwietnia, będziemy pobijać kolejne rekordy. Zapowiadają się wielkie żniwa.
18 kwietnia 2009 - 37 HARPAGAN Bytonia k./Zblewa


Wyglądałem jak górnik, jechałem jak kret!

Dziewiętnasty start i najniższe miejsce w klasyfikacji. Od przyszłej edycji będę się bronić przed upadkiem poniżej dwudziestego czwartego.
Przejechałem 193 km zaliczając po drodze 15 punktów kontrolnych o wadze równej 53. Prędkość średnia 19,7 km/h, suma przewyższeń jedynie 890 metrów.
Całość trasy pokonałem w towarzystwie kuzyna, Romana Kielusiaka, który tradycyjnie nie mógł liczyć na moją pomoc pod wiatr. Ja za to mogłem liczyć na niego i to się chwali.
Myśląc, że niezły ze mnie zawodnik, Tomasz Szot drugi raz z rzędu opomiarował mnie niejakim dataloggerem. Ale będzie wstyd, jak opublikuje tracka, łoj będzie.
Tym razem na flakach nie jechałem, ale kanapki od niezawodnej żony dojadam jeszcze dwa dni po imprezie.
Susza w Borach Tucholskich była okrutna, ale jako doświadczony zawodnik przygotowałem się na taką ewentualność :) Moje wąskie oponki, niczym chirurgiczny skalpel, przecinały sypki piasek, sięgając tych bardziej ubitych warstw podłoża :) Jechałem jak kret :))), a do tego wyglądałem z twarzy jak górnik. Szkoda tylko, że PK były na powierzchni, bo znów pojawiły się problemy z ich zlokalizowaniem.

Wielka marcowa ofensywa medialna :)



6 marca 2009

Od zamku do zamku z Natalką w przyczepce, czyli Zamki nad Loarą i Luksemburg w Rowertourze.

Opowieść o naszej zeszłorocznej rodzinnej wycieczce po francuskich i luksemburskich zamkach.
Wiele praktycznych informacji, zdjęcia pięknych zamków oraz przede wszystkim zachęta do podróżowania z dziećmi. Zapraszamy!

5 marca 2009

Po obu stronach muru Hadriana, czyli Szkocja i Anglia w bikeBoardzie.

Motywem przewodnim tej publikacji są brytyjskie krajobrazy ujęte w szerokim, panoramicznym kadrze. W artykule opowiadamy z Grzegorzem o miłym zaskoczeniu towarzyszącym odkrywaniu mniej znanych zakątków Szkocji i Anglii. Zapraszam!


16 lutego 2009 - Wprawdzie rowerowo zima tradycyjnie przespana, ale sporo działo się w sferze okołorowerowej. W marcowych wydaniach bikeBoarda i Rowertouru będzie można poczytać o naszych zeszłorocznych wyjazdach. Zbliżające się publikacje zmobilizowały mnie do uzupełnienia galerii z wycieczki do Francji i Luksemburga. Zapraszam do obejrzenia zamków Luksemburga oraz 16 pozostałych zamków z Doliny Loary.
24 listopada 2008 - Lepiej późno, niż później i dlatego właśnie dziś zamieszczam mapę wyprawy po Szkocji i Anglii 2008. Za podkład do prezentacji trasy posłużyły mapy Ordnance Survey - brytyjskiej narodowej agencji kartograficznej. W terenie, podczas wyjazdu, korzystaliśmy z wersji jeszcze dokładniejszych :)
18 października 2008 - 36 HARPAGAN Sierakowice

Przejechałem 207 km zaliczając po drodze 13 punktów kontrolnych mających wartość 48 punktów przeliczeniowych. Duży wpływ na uzyskanie takiego wyniku mieli moi kompani: Roman Kielusiak, z którym jechaliśmy razem od startu do mety, Michał Nowaczyk, któremu zaliczam 100 km do statystyk oraz Darek Korsak, tym razem tylko 70 km razem. Michałowi i Darkowi dziękuję za pomoc w nawigowaniu. Umiejętność ta tym razem u mnie szwankowała. Romanowi dziękuję za czuwanie nad odpowiednim tempem jazdy i ulokowanie mnie w strefie zawietrznej.
Dzięki Tomkowi Szotowi, który wyposażył kilkunastu zawodników w dataloggery GPS, można prześledzić dokładny zapis pokonanej przez nas trasy. Poniżej krótkie sprawozdanie z trasy i pierwszy, amatorski komentarz do wyników badań prowadzonych przez Tomka Szota.

Sierakowice, 36 HARPAGAN - Dlaczego jechałem na flakach?


36. Harpagan w Sierakowicach stał pod znakiem przeróżnych doświadczeń amatorskich, jak też całkowicie profesjonalnych badań naukowych. Najszerszym echem odbiły się badania przeprowadzone przez niejakiego Tomasza Szota, znanego w środowisku jako TJ. Postanowił on określić zależność między schematem kształtowania się poziomu wiary w możliwość zdobycia tytułu Harpagana, a profilem psychologicznym poszczególnych zawodników. Do pierwszego etapu badań zakwalifikowani zostali zawodnicy najbardziej naiwni. Ich prostoduszna natura znajduje swe odzwierciedlenie w głębokiej wierze w możliwość zdobycia tytułu rowerowego Harpagana. Każdy z wytypowanych zawodników otrzymał specjalny nadajnik, zwany fachowo dataloggerem GPS, dla oznaczenia schematu czasowo-przestrzennego realizowanych wariantów trasy. Zgodnie z wstępnymi wynikami badań, wykazano zdumiewająco odwrotną zależność między liczbą zdobytych punktów, a wiarą w odnalezienie pozostałych. Krótko mówiąc, im więcej punktów już zdobyliśmy, tym mniej wierzymy w możliwość odnalezienie pozostałych. Dostąpiwszy zaszczytu zakwalifikowania do zacnego grona harpaganowych naiwniaków, postanowiłem prywatnie i na własny użytek, rozszerzyć zakres prowadzonego badania. Podjąłem decyzję o przejechaniu 36 Harpagana na flakach. Celem mego eksperymentu była próba ustalenia możliwych schematów oddziaływania jazdy na flakach na ogólną wydolność organizmu. Przyznam, że nawet moja żona, która zazwyczaj nie wątpi w sens moich harpaganowych wysiłków, nie kryła tym razem zaskoczenia. Przestrzegała mnie, że podejmuję niepotrzebne ryzyko i będzie mi się ciężko jechać.
Zaryzykowałem, choć czymże było ryzyko jazdy na flakach wobec ryzyka jazdy w towarzystwie Romana (nr startowy 666). Piekielne zakusy Romana umiejętnie tonował Darecki (wszakże to już 15. start w Harpaganie). Po drodze wchłonęliśmy jeszcze Mickey'a (co też wozi córkę w przyczepce), ale niestety utraciliśmy Dareckiego. A oto szczegółowy wykaz punktów, które udało się nam potwierdzić wraz z procentowym udziałem osób i zdarzeń, które przyczyniły się do ich odnalezienia, przy czym:
10%-100% - kluczowa rola w odnalezieniu punktu;
1%-10% - coś tam pomógł, ważne, że nie przeszkadzał;
0% - brak jakiegokolwiek udziału w odnalezieniu punktu;
udział ujemny - nie dość, że nie pomógł, to jeszcze przeszkadzał.
A więc start. W celu uniknięcia przypadkowej kontuzji ręki podczas pobierania map w warunkach porannego tłoku, spóźniamy się z Dareckim o 3 minuty i kulturalnie odbieramy przypisane nam mapy. Zgodnie z preharpaganowymi ustaleniami obieramy ambitny wariant trasy, co Roman przyjmuje z iście diabelskim uśmieszkiem. Ruszamy w trasę, pomimo że wokół panuje jeszcze głęboka noc.
PK16 - Jezioro Raduńskie Dolne - O porannym brzasku docieramy do pierwszych zabudowań Łączyńskiej Huty, gdzie Darecki zasięga jezyka u napotkanego faceta. Facet wskazuje nam tajny przejazd przez gospodarstwo sąsiada. Na punkcie meldujemy się jako "pierwsi ze wszystkich". Zasługi: Darecki (40%) - za zagadnięcie faceta, który wskazał nam drogę przez podwórko sąsiada; facet (30%) - za wskazanie drogi przez podwórko sąsiada; sąsiad (20%) - za otwartą bramę na podwórko; Roman (10%) - za dzielną jazdę z nr 666 na plecach; ja (10%) - za dzielną jazdę na flakach; zdjęcia PK opublikowane przez BB (0%); żona sąsiada (minus 10%) - za niedosuszone pranie na trasie naszego przejazdu.
PK12 - jezioro Osuszyno - Drogami o nawierzchni jumbowej docieramy na skraj cieszeńskiego lasu. Tam brygada idzie w las, by lawirując między pniakami i konarami osiągnąć brzeg jeziora. Zasługi: Darecki (60%) - za słuszną jazdę aż na skraj lasu; Roman (30%) - za dzielną jazdę z nr 666 na plecach; ja (30%) - za dzielną jazdę na flakach; zdjęcia PK opublikowane przez BB (0%); leśniczy z Cieszenia (minus 20%) - za zły stan poszycia, w tym pniaki i konary ukryte pod liśćmi.
PK18 - polana drwali - Omijając z premedytacją Starą Hutę, zjeżdżamy do Miłoszewa, gdzie Roman oferuje nam piekielnie mocną kawę w swym domku letniskowym. Odgadując zawczasu niecną pokusę pozostajemy obojętni wobec diabelskich propozycji. Polną harpostradą wspinamy się na polanę drwali, gdzie z niemałym trudem dokonujemy harpaganowych formalności. Zasługi: uczestnicy trasy pieszej Harpagana (60%) - za przetarcie szlaku w kierunku PK i zadeptywanie jednośladowych nierówności; Roman (40%) - za propozycje, odczytane jako diabelskie oraz za dzielną jazdę z nr 666 na plecach; Darecki (10%) - za dzielną jazdę po raz piętnasty, ja (10%) - za dzielną jazdę na flakach; zdjęcia PK opublikowane przez BB (0%); drwale (minus 20%) - za ścinki i obrzyny w nieładzie na PK.
PK9 - Jezioro Kamienieckie - Polanę drwali opuszczamy w towarzystwie niejakiego Yaro, który to ujawnił na Harpaganie już kolejnego z swych ekstremalnych braci. W okolicach Diabelskiego Kamienia Roman popuszcza nieco siarki, co natychmiast wyczuwa jadący za nim Darecki. Pełen obaw Darecki postanawia odtąd zachowywać bezpieczną odległość wobec Romana. Na rozwidleniu przed Mirachowem, Yaro przeciąga Dareckiego o jeden most za daleko, czym zwiększa bezpieczną odległość dzielącą go od Romana i mnie zarazem. Punkt zdobywam z wyraźnym poczuciem osłabienia, może od siarki, może od jazdy na flakach. Zarządzam przerwę na konsumpcję kanapek od żony, czemu przygląda się Roman pozostający w pozycji pionowej. W trakcie kulinarnego lenistwa odwiedza nas Mickey, a zaraz potem Darecki. Zasługi: ja (60%) - za dzielną jazdę przez ciemny las obok Romana z nr 666 na plecach; Roman (60%) - za dzielną jazdę z nr 666 na plecach oraz wyrozumiałość wobec kulinarnego lenistwa; Darecki (30%) - za dzielną, samotną pogoń z zachowaniem bezpiecznej odległości; zdjęcia PK opublikowane przez BB (0%); Yaro (minus 50%) - za zwabienia Dareckiego o jeden most za daleko.
PK10 - środek lasu - Opuszczając punkt nad Jeziorem Kamienieckim przezornie wciągam Mickey'a do naszej ekipy. Drogą o standardzie zapuszczonej miedzy docieramy na kolejny tego dnia skraj lasu. Tam ujawniam się z propozycją jazdy na punkt od (d)upy strony. Mickey i Darecki z prawdziwym niesmakiem wskazują mi jedyny oczywisty kierunek. Kartę podbijam szybciej, niż się mogłem spodziewać. Zasługi: ja (60%) - za wciągnięcie Mickey'a do naszej ekipy; Mickey (50%) - za kulturalną jazdę na przedzie wprost do punktu; Darecki (40%) - za niekulturalne zignorowanie propozycji na skraju lasu; Roman (10%) - za dzielną jazdę z nr 666 na plecach; zdjęcia PK opublikowane przez BB (0%); ja (minus 60%) - za wywrotowe propozycje na skraju lasu.
PK17 - najsłynniejszy punkt bieżącej edycji - Jak w pięciu krokach opanować dojazd na najsłynniejszy punkt bieżącej edycji? Po pierwsze, jesteśmy zgodni, że punkt nie leży na drodze, którą będziemy jechać. Po drugie, liczymy mijane sosny. Po trzecie, nasłuchujemy wszelkie podejrzane dźwięki. Po czwarte, sędzia puszcza bąka, czym zdradza swoją pozycję. Po piąte, podbijamy kartę we właściwym okienku. Zasługi: Mickey (50%) - za słuszne zliczenie sosen; Darecki (20%) - za czujny słuch, a może węch; ja (20%) - za dzielne i słuszne wspieranie kolegów; Roman (20%) - za wspieranie kolegów i dzielną jazdę z nr 666 na plecach; zdjęcia PK opublikowane przez BB (20%) - za uzmysłowienie skali trudności; ślady kół innych kolarzy (0%); biadolenie na forum (minus 30%).
PK6 - Jezioro Gowidlińskie - Po osiągnięciu Jeziora Gowidlińskiego zapada decyzja, by trzymać się brzegu. Mickey, czując wsparcie Dareckiego, obiera kierunek południowy. Gdy po kilkuset kolejnych metrach nie osiągamy celu, wołam do kompanów: "zawracajcie!". Na szczęście szum drzew zagłusza moje wołanie, przez co brygada słyszy komendę: "napierajcie!". Po niespełna piętnastu sekundach zajadam kanapki od żony w bezpośredniej bliskości kasownika. Zasługi: Mickey (40%) - za konsekwentną jazdę brzegiem jeziora; Darecki (30%) - za konsekwentną jazdę brzegiem; Roman (20%) - za konsekwentną jazdę brzegiem z nr 666 na plecach; ja (10%) - za konsekwentną jazdę brzegiem na flakach; zdjęcia PK opublikowane przez BB (0%).
PK15 - Kręgi Kamienne - W drodze do Węsiorów definitywnie tracimy Dareckiego i przejściowo Mickey'a. Roman narzeka na ból brzucha i brak mocy. Po dotarciu na punkt, oddala się w kierunku tajemnych kręgów. Zrywa się wiatr, a chmury nagle przesłaniają słońce. Po plecach przebiegają mi ciarki, ale cierpliwie czekam. Roman wraca i oznajmia, że właśnie przeszedł katharsis. Zasługi: Roman (50%) - za jazdę wprost do źródła mocy z nr 666 na plecach; ja (50%) - za jazdę wprost do źródła mocy, mimo braku nr 666 na plecach; źródło mocy pośrodku kamiennych kręgów (50%); Mickey i Darecki tym razem tyle samo, co zdjęcia PK opublikowane przez BB (0%); tłusta zupa Romana w piątkowy wieczór (minus 50%).
PK14 - punkt za wielką wodą - Przypis na karcie brzmi "brak mostu", co zazwyczaj, jak i w tym przypadku, oznacza drogę wpław. Zważywszy, że już od ponad 5 miesięcy nie mam w domu gazu, a zarazem możliwości do ciepłej kąpieli, z satysfakcją przyjmuję informację o zapewnieniu mi takowej przez organizatora. Sprawy organizacyjne, jak walkę z przeciwnym wiatrem, zostawiam Romanowi. Naszego szosowego entuzjazmu nie podziela Mickey, lecz gdy tylko nastają piachy odbija to sobie z nawiązką. Na miejscu dowiadujemy się o trzech metodach forsowania wodnej przeprawy: "nothing to hide", czyli bez spodni z jajkami ponad lustrem, "half-made", czyli podwinięte nogawki oraz "water resistant", czyli tak, jak stoję. Jak już wcześniej wspominałem, zależało mi na względnej kąpieli, wobec czego przesmyk pokonuję w systemie half-made. Zasługi: Pomorska Spółka Gazownictwa (60%) - za czerpanie z doświadczenia 150-letniej historii gazownictwa w Polsce, dzięki czemu organizm mam zahartowany, jak nigdy wcześniej; Roman (60%) - za dzielną jazdę pod wiatr z nr 666 na plecach; ja (50%) - za dzielną jazdę na flakach; Mickey (20%) - za dzielną jazdę na piachach; przypis na karcie o braku mostu (0%); Pomorska Spółka Gazownictwa (minus 90%) - za niedotrzymanie terminu budowy gazociągu do mojej chałupy.
PK19 - jezioro Fiszewo - Tym razem punkt namierzamy z okolic przydrożnej kapliczki. Na miejscu kolejne kulinarne lenistwo, w toku którego podarowuję Mickey'owi jedną kanapkę od żony (nie żebym miał ich zbyt dużo, ale żeby Mickey posmakował, jak działają). Zasługi: ożywcza kąpiel na poprzednim punkcie (100%); tradycyjnie, zdjęcia PK opublikowane przez BB (0%); kanapki od żony zadziałają dopiero na następnym etapie (brak%).
PK20 - ujście jeziora Wierzysko do rzeki Wierzycy - Na pierwszym etapie, gdy jeszcze nie działają kanapki od żony, zwiedzamy całkiem dokładnie, obszary leśne w rejonie Lipusza. Potem mkniemy tuż obok "dwójki", pozostawiając ją sobie na inny, mniej stresujący wypad. Na wyjeździe z Kościerzyny, dobrze odżywiony Mickey przejmuje dowództwo kierując nas w las. Do punktu docieramy od strony właściwej, przez co omija nas szansa kolejnej przyjemnej kąpieli. Zasługi: kanapki od żony (100%); dobry wiatr (20%); zdjęcia PK opublikowane przez BB (0%); brak przypisu o warunkach kolejnej kąpieli (minus 20%).
PK11 - Hrobacza Łąka - Upływający limit czasu nieubłaganie zbliża nas ku wielkiej sławie. "Jedenastkę" traktujemy z powagą, ale bez zbędnej przesady, wszakże więcej zależy od "trzynastki". Zasługi: Mickey, Roman i ja (równo po 33,33333333333333%); PK7 - feralne Gołubie - Mickey wyrywa z "jedenastki", jak z procy. Gdyby zjadł więcej kanapek od mojej żony, byłby wprost nie do zatrzymania. Swoją drogą ciekawe, jak by jechał na flakach. Zbyt rozbudzone marzenia kończą się podle w Gołubiu. Ta miła skąd inąd miejscowość zatrzymuje nas na dłużej. Powoli robi się szaro, a my wyglądamy na leszczy poszukujących kwatery. Gdy znamy już większość dróg wylotowych, Mickey mówi "Panowie to nie Sierakowice" i stanowczo obiera jedyny właściwy kierunek. Będąc z Romanem pełni obaw skręcamy jednak w nieznane i w zrozumiałym pośpiechu dziurawimy kolejne pole na karcie startowej. Zasługi: sięgnięcie po mapę, miast kręcenia po próżnicy (50%); odczytanie mapy ze zrozumieniem (50%); walory krajobrazowe miejscowości Gołubie (0%); jazda na pałę (minus sześć lokat w klasyfikacji końcowej 36H). Kolego BB, na drugi raz proszę o więcej zdjęć z trasy.
krótka nadzieja na PK13 - Wyjeżdżając z "siódemki" mam dziwne przeczucia, że "trzynastka" będzie jednak pechowa. Magia numeru Romana zaczyna działać po zmroku. Ostatnia chwila refleksji ma nadejść w Borucinie. Ze zgrozą zauważam nadmierną aktywność Boruty na plecach Romana. W ostatniej chwili skręcam, z pozoru bez sensu, na Miechucino. Powiecie, że tędy dalej i bez szans na "trzynastkę". A znacie historię o Karczmie "Rzym"? Zbyt wiele się już nasłuchałem, by wprowadzać Borutę do Borucina, po zmroku. Jedziemy więc, bez sensu, aż do Wygody. W chwili mego fizycznego zwątpienia, kosmata ręka Romana aplikuje mi w usta pół zakopowera. Niestety firmowe napoje o podobnym działaniu, tym razem nie dla nas. Metę w Sierakowicach zdobywamy odpowiednio późno, by na gorąco obserwować dramat ostatniej sekundy limitu, jak i pierwszych sekund po. Roman zdziera z pleców numer startowy, a ja rozmyślam, czy warto było jechać na flakach?

Gdyby ktoś chciał również spróbować jazdy na flakach, polecam szczególnie flaki cielęce - podczas gotowania śmierdzą mniej, niż wołowe. Wiem, że większość z Was preferuje bardziej tradycyjną jazdę na spaghetti, ale jazda na flakach też daje pozytywnego kopa. Najbardziej zadowolonym z jazdy na spaghetti był kolega Kirej. Swoją wersję wydarzeń opisał również Darecki. Warto się z nią zapoznać przed następnym startem.
12 października 2008 - Uczestniczyliśmy w oficjalnym zamknięciu sezonu 2008 trójmiejskich rowerzystów. Z tej okazji odbyło się wspólne ognisko nad Wisłą, a na miejsce przybyły nawet nietrójmiejskie grupy z Elbląga i Kwidzyna. Impreza była przednia, upiekliśmy kilka koszy kiełbasek, a nadmiar tłuszczy został spalony w drodze powrotnej do Gdańska. Niestrudzeni organizatorzy doliczyli się 88 uczestników tego jakże zacnego spotkania. Justyna i Natalka mówią: do zobaczenia na wiosnę, ja jeszcze się trochę poobijam za tydzień na Harpaganie.
9 października 2008 - Kompletny ranking noclegów z wakacyjnego rajdu przez Dolinę Loary i Luksemburg.
6 października 2008 - Zamieszczam kilka, mniej lub bardziej praktycznych, informacji, które są pokłosiem wyprawy do Szkocji i Anglii. Na szczególną uwagę zasługują linki do stron z topograficzną mapą Wielkiej Brytanii w skali 1:50.000. ABC podróżnika: Szkocja & Anglia 2008.
18 września 2008 - Wszystkie zamki, które odwiedziliśmy podczas wakacji w Dolinie Loary, znalazły swoje miejsce na bardzo szczegółowej mapie. Może być to dość pomocny materiał dla osób planujących podobną wyprawę. Mapa: Zamki nad Loarą.
8 września 2008 - Miłośników pięknych zamków zapraszam do najnowszej galerii 20 najciekawszych zamków, które zwiedziliśmy podczas naszej wakacyjnej podróży po Dolinie Loary. Zapraszam: Zamki nad Loarą 2008 - najciekawsza dwudziestka.
29 sierpnia 2008 - RowerowaRodzinka po raz drugi w TVP3 Gdańsk
Tym razem wystąpimy w telewizji w trójkę. Będziemy gośćmi, nadawanego "na żywo" programu Piątek z Neptunem. Opowiemy o naszych ostatnich wyprawach, podzielimy się doświadczeniami podróżowania z małym dzieckiem. Będziemy również mieli okazję zaprezentować rowery w pełnym szyku bojowym, obładowane niezbędnym sprzętem i bagażami. Pokażemy też królestwo Natalki, czyli jej przyczepkę.
W programie będą gościć również inni gdańscy podróżnicy, w tym polarnik Marek Kamiński. Zapraszamy przed telewizory, w piątek, 29 sierpnia około godziny 19:00.

26 sierpnia 2008 - Spośród dziesięciu noclegów w Szkocji i Anglii, pięć znajdowało się na terenie parków narodowych, jeden w parku krajobrazowym. Znalezienie bezpiecznego i wygodnego miejsca na obozowisko było nadspodziewanie łatwe. W czterech przypadkach mieliśmy też możliwość kąpieli w rzekach lub jeziorach. Wszystkim noclegom towarzyszyło wysokie poczucie bezpieczeństwa. Najbardziej pamiętny nocleg wspominam tak:
(...) Leżę właśnie w namiocie, którego mokre ściany, smagane ogromnymi podmuchami wiatru, raz po raz kładą się na mojej twarzy. Mam wrażenie, że wichura zaraz wgniecie namiot w ziemię. Rozłożyłem się za niewielką skałą. Myślałem, że będzie tu w miarę spokojnie, ale nie jest dobrze...
Opis wszystkich noclegów w rankingu noclegów rajdu Anglia 2008. Zapraszam.
15 sierpnia 2008 - Natalka ma już dwa latka i własny rower!

Świeczka na urodzinowym torcie nie miała żadnych szans - zgasła po pierwszym dmuchnięciu, co z uznaniem przyjęli, zgromadzeni wokół tortu, mali goście Natalki.
Nad prawidłowym rozwojem jedynie słusznych zainteresowań czuwają rodzice chrzestni Natalki, którzy podarowali jej prawdziwy, metalowy rowerek. Z reakcji Natalki można wnioskować, że prezent ten będzie intensywnie eksploatowany.

11 sierpnia 2008 - Zapraszam do jedynej w swoim rodzaju, bo całkowicie panoramicznej, galerii z czerwcowego rajdu po Szkocji i Anglii. W szerszym spojrzeniu prezentuję tam widoki, jakie miałem szczęście zobaczyć w Galloway Forest Park w Szkocji oraz Lake District National Park i Yorkshire Dales National Park w Anglii. Szkocja i Anglia 2008 panoramicznie.
Jednocześnie dziękuję za wyjątkowe zainteresowanie naszą stroną w miesiącu lipcu, w którym zanotowaliśmy prawie 5000 wejść.
29 lipca 2008 - Można zapoznać się ze szczegółowymi statystykami rajdu Zamki nad Loarą. Jako ciekawostkę podam, że nasz nowy rekord prędkości (z Natalką w przyczepce) wynosi 55 km/h, co na gładkiej drodze nie było niczym niebezpiecznym. Bardzo dobrym wynikiem była również średnia prędkość rajdu na poziomie 14,6 km/h. To więcej niż podczas rajdu w Hiszpanii. Z kolei etapy w Luksemburgu pokazały jak ciężka jest jazda z tak dużym obciążeniem, nawet po niewysokich górach. Przy nachyleniu osiągającym 10% jazda z Natalką stawała się bardzo trudna, a 13-14% na krótkim odcinku to w zasadzie kres moich możliwości.
28 lipca 2008 - Zapraszam do obejrzenia pierwszych zdjęć w galeriach uczestników rajdów Zamki nad Loarą oraz Anglia.
22 lipca 2008 - Szczęśliwie zakończyliśmy nasze tegoroczne wojaże. Obydwa wyjazdy okazały się wyjątkowo udane, wszyscy wrócili cali i zdrowi. Najwięcej wrażeń przywiozła Natalka, która teraz zasypuje swe babcie opowieściami, jak to koń śmiał się na polu, a krowy poszły do domu, albo o panu, co stawał na głowie, a potem żonglował pałkami.
Dla mnie powodzenie naszych rajdów objawia się w postaci setek zdjęć wymagających obróbki, którymi jestem po prostu zasypany. Sam nie wiem, kiedy uda mi się połączyć ostatnią panoramę, których tym razem mam wyjątkowo dużo. Będę się jednak starał sprawnie rozszerzać opis obydwu rajdów. Pierwsze informacje już są dostępne ze strony głównej.
25 czerwca - 14 lipca 2008

Zamierzamy bardzo miło, w rodzinnym gronie spędzić czas w Dolinie Loary, zwiedzając wspaniałe zamki. Jeżeli nie zabraknie nam czasu to odwiedzimy również Luksemburg. W rajdzie bierze udział cała RowerowaRodzinka oraz znajomy Natalki - Miś.

12-22 czerwca 2008

W poszukiwaniu oryginalnych krajobrazów wyruszam na krótki rajd do południowej Szkocji i Anglii. W planach między innymi malownicze parki narodowe: Lake District National Park oraz Yorkshire Dales National Park w Anglii, Mur Hadriana ciągnący się na pograniczu angielsko-szkockim oraz Galloway Forest Park w Szkocji. Zapowiada się duża ilość nowych panoram :)
W realizacji przedsięwzięcia wspierają nas linie lotnicze WizzAir.

6 czerwca 2008 - Z kilkudniowym poślizgiem zapraszam do zerknięcia na pochmurne fotki z naszej ostatniej wycieczki po Warmii.
1 czerwca 2008 - Piękny rowerowo-rodzinkowy dzień. Ja z Justyną świętowaliśmy szóstą rocznicę ślubu, Natalka obchodziła Dzień Dziecka, a wszystko to na rowerach za sprawą Wielkiego Przejazdu Rowerowego. Głównymi ulicami Gdańska przejechało tradycyjnie kilka tysięcy rowerzystów, wśród których oczywiście nie mogło zabraknąć naszej rodzinki. Po przejeździe, na terenie kampusu uniwersyteckiego, rozpoczął się piknik rowerowy. Był wyścig kurierów. Wybierano najciekawiej przebranego rowerzystę. Mogliśmy się też przekonać, że rozcięcie nawet solidnie wyglądającego łańcucha, czy grubej linki, zajmuje złodziejowi zaledwie kilkanaście sekund. Podobno najtrudniejsze do sforsowania są U-locki.
P.S. Maj zakończył się rekordową liczbą 3400 wejść na naszą stronę. Dziękujemy.
26 maja 2008 - Byliśmy gośćmi audycji Klub Radia Gdańsk.
Rozmowa dotyczyła między innymi Wielkiego Przejazdu Rowerowego w Gdańsku zaplanowanego na dzień 1 czerwca oraz podróżowania z dziećmi i naszych planów rowerowych na najbliższe wakacje.

21-24 maja 2008 - Zachęceni pomyślnymi prognozami pogody wybraliśmy się na kilkudniową przejażdżkę po Warmii. Niestety ostatnie promyki słońca zniknęły bezpowrotnie już pierwszego dnia naszej wycieczki. Całe szczęście, że Natalka sprawia wrażenie przystosowanej do trudnych warunków polowych i nie przejmuje się deszczem i chłodem. Mamy też nadzieję, że limit nieprzychylnej pogody został już w tym roku bezpowrotnie wyczerpany.


19 kwietnia 2008 - 35 HARPAGAN Łęczyce k./Lęborka

Gdy przed bieżącą edycją Harpagana padło na forum tradycyjne pytanie: Czy będzie "relacja na żywo", odpowiedź zdawała się oczywista. Relacja "na żywo" będzie, ale ukaże się z kilkutygodniowym opóźnieniem. Zatem do dzieła!

Relacja "na żywo" z Harpagana

W dniu dzisiejszym z wielkim zainteresowaniem śledzimy zmagania na trasie 35 edycji Ekstremalnego Rajdu na Orientację Harpagan. Szczególną uwagę przykuwa czeska ekipa Lentilký Adventure Team przedstawiana jako jeden z głównych faworytów imprezy. W składzie największe tuzy czeskiego AR: Jožin, Darecký, Marecký, Tomecký i Roman. Wszyscy zawodnicy w ekipie kultywują starą, czeską tradycję, nosząc gęste brody i przydługawe włosy w tyle głowy. Wszyscy dosiadają też kultowych rowerów marki Škoda, sztywna rama, torpedo i kierownica wygięta w jaskółkę. Imponujący widok. Z łatwością rozpoznamy ich na trasie. Ale oto koło mojego stanowiska przechodzi właśnie Jožin:
- Ahoj Jožin, jak oceniasz szanse swojej ekipy w dzisiejszej rywalizacji?
- Ahoj. V lesach je totalní bažin i to ne budě procházka. No moje kompani sou najrychlejąi a vąichni majou po čtyři parký v rohliku a čtrnáct flaąék piva.
Jak słyszymy, ekipa jest dobrze przygotowana i profesjonalnie wyekwipowana. Życzymy zatem powodzenia i do zobaczenia na trasie, gdyż wybija właśnie godzina startu. Ale co to? Jakieś zamieszanie. Sensacja, startu nie będzie. Oficjalnie organizatorzy wskazują na trudności z rozstawieniem punktów, ale zdaje się, że prawdziwa przyczyna jest inna. Podsłuchuję właśnie zakulisowe rozmowy z przedstawicielami miejscowej ludności. Mieszkańcy Strzebielina nie chcą się zgodzić na przejazd czeskich kolarzy. Lokalni menele twierdzą, że Czesi wykupią zapasy piwa zgromadzone w miejscowym sklepie. Trwają pertraktacje. Poproszę zatem Jožina o komentarz:
- Ahoj Jožin, co sądzisz o zaistniałej sytuacji?
- Ahoj, no situace je těžká. Naąá skupina ma potřebnost vypít deset flaąék piva na vždy sto kilometrov jízdý kolem. Jo sem velmi obdivovaný takou nepříjemnostou. Nedostatek piva može vypačít efekt tej rivalizáce.
Jak słyszymy, sytuacja przybiera dramatyczny obrót. Brak piwa może zaważyć na nieukończeniu Harpagana przez czeskich kolarzy. Ale to zawodnicy twardzi, prawdziwi surwiwalowcy. Zagryzają właśnie parki w rohliku. Na ich twarzach nie widać cienia zwątpienia. Jestem przekonany, że będą walczyć do ostatniej kropli piwa.

Jesteśmy obecnie na PK13 zlokalizowanym na szczycie lesistego wzgórza zwanego Jelenią Górą. Zawodnicy od ponad godziny zmagają się w boju. Walka toczy się w przepięknej scenerii bukowych lasów Pradoliny Łeby, głęboko wrzynającej się pomiędzy okoliczne wzgórza, dumnie zwane Górami Bukowymi. Stoję właśnie na tarasie wyniosłej wieży widokowej, skąd doskonale można obserwować rywalizujących kolarzy. Z tej wysokości wyglądają jak maleńkie punkciki, mozolnie przesuwające się w jakże trudnym terenie. Gdzieś, tam na horyzoncie, majaczą punkty rozstawione nad morzem. Oo, pierwszy śmiałek wspina się już na piaszczystą wydmę. To chyba Daniel Śmieja. Dokładnie nie widać, ale poznaję charakterystyczną rysę na tylnym widelcu. Wkrótce będzie mógł odetchąć w zabudowaniach leśnej stajni. Tymczasem do punktu, na którym się obecnie znajduję, dotarła właśnie grupa Jožina. Posłuchajmy zatem pierwszych wrażeń z trasy:
- Ahoj Jožin, czy podjazd dał się Wam we znaki?
- Ahoj, no to býl nezmerní problematický proces, aby přetransportovat naąe zásoby piva na tento vrch. Tak my muselí zanechat tou cinnost a pivo skrýt v lesů.
Jak słyszymy, czeska ekipa podnosi sobie bardzo wysoko poprzeczkę. Nie dość, że zamierzają odnaleźć wszystkie punkty kontrolne, to czeka ich jeszcze, nie mniej trudne zadanie, odszukania prowiantu ukrytego w leśnej gęstwinie. Podoba mi się ich zacięcie i bezkompromisowy stosunek do napotykanych trudności. Tak trzymać!

Przedostałem się właśnie na PK16. Choć niepozornie wyglądający na mapie, w powszechnej opinii uchodzi za jeden z najtrudniejszych. A wszystko przez ogromne ilości błota zalegające na okolicznych drogach, głębokie koleiny i wielkie kałuże wypełnione po brzegi lepką, brunatną mazią. W zasadzie wszyscy zawodnicy docierają na ten punkt pieszo, brnąc w grząskim podłożu. Widzę dwóch zawodników z południa Polski. Jeden ma błoto nawet we włosach i zupełnie zalepione okulary. Chyba nic nie widzi. Lewą ręką ciągnie rower, a prawą trzyma za ramię kompana, który prowadzi ich do upragnionego celu. Naprawdę fatalny widok. Ale co to? Z lasu wyłaniają się znajome sylwetki czeskich kolarzy. Tną na wprost w ogóle nie zwracając uwagi na błoto, koleiny i kałuże. Już są na punkcie i stemplują karty.
- Ahoj Jožin, jak tego dokonaliście?
- Ahoj, no jako my letělí přes ten buą, ja zamotau své vousy a bradů o hnízdo lesníh srąeňí. Tedy tři srąeňí poątípalí mnie v zadék a ja dostál takeho spída, jenž ve tři sekundý byl na místů.
Tak, niebywała umiejętność wykorzystania okoliczności przyrody. Imponujący fortel. Tylko najbardziej doświadczeni zawodnicy to potrafią. Chyba wszyscy jesteśmy pod wielkim wrażeniem.

Jestem nad samym morzem, PK18. Cudowny jest ten widok błękitnej toni falującej równomiernie aż po bezkresny horyzont. Fale, wdzierające się na brzeg, łapczywie połykają drobne ziarenka złocistego piasku, tocząc bezustanny bój o każdy centymetr plaży. Wiatr z mozołem usypuje wielką wydmę, chyłkiem wkradając się do lasu. Już za kilkaset lat będziemy się mogli przekonać, który z żywiołów zwycięży opanowując okoliczne tereny. Ale spostrzegam właśnie, że uroki miejscowej przyrody podziwia wraz ze mną Jožin z czeskiej ekipy Lentilký Adventure Team. Między palcami lewej dłoni trzy flaszki piwa, w prawej parek w rohliku. Broda powiewa na wietrze. Prawdziwy wzór dla młodzieży.
- Ahoj Jožin, wygracie?
- Ahoj, no po mojů ocenění to je veliká naděje na triumf v tej rivalizáce. Vąak my pouvážilí jedneho cyklistá, který ne míl sedlá ve svem jízdnem kole. To je radikálná tenkost kola a ten cyklistá je pravděpodebně náą najpovažnejąí rivál.
Sami Państwo słyszą, do czego uciekają się najbardziej zdeterminowani kolarze w pogoni za minimalizacją wagi roweru. Wykręcanie szprych już nie wystarcza. Krzysztof Wiktorowski, bo o nim tu mowa, pozbył sie nawet siodełka, by zwiększyć swoje szanse w walce o tytuł Harpagana. Co więcej, jadąc na stojąco uzyskuje przewagę nad pozostałymi zawodnikami, dzięki wykorzystaniu siły ciążenia do napędzania roweru. Ale czemu się dziwić. Nauka coraz śmielej wkracza do kolejnych dyscyplin sportu zawodowego.

To już PK8, do końca rywalizacji pozostało niewiele ponad dwie godziny. Jestem świadkiem prawdziwego dramatu w czeskiej ekipie. Doszło do poważnej sprzeczki. Zawodnicy targają się za brody.
- Ahoj Jožin, o co poszło?
- Ahoj, no my bylí zásobování po čtrnáct flaąék piva na hlavů. Na trasů my dokoupilí v rezervů po ąest flaąék. Náą železný limít byl pít po jednou flaąou na vždy deset kilometrov jízdý kolem. Do tou chvíle my přojezdilí sto ąedesát kilometrov a náą rezerv piva byl vyčerpan.
No tak, zdaje się, że to już koniec. Marzenia o zdobyciu tytułu Harpagana prysły wraz z ostatnią kroplą piwa. Drużyna uległa kompletnemu rozpadowi. Nie wiem, czy będą w stanie zjechać do mety. Jožin leży pod krzakiem i głośno chrapie. Karta startowa Romana wesoło unosi się w powietrzu podskakując przy każdym podmuchu wiatru. Darecký, Marecký i Tomecký wyrywają sobie ostatniego rohlika. Kompletny rozkład. Tego się nikt nie spodziewał.


Zgodnie z ostatecznymi wynikami, wykręciłem 9 miejsce na 212 startujących. W uzyskaniu tego rezultatu pomogli mi Elblążanie: Darek Korsak, Marek Kamm i Tomasz Jurewicz oraz niezawodny kuzyn Roman Kielusiak.
Dzięki za wspólną jazdę.
Przejechałem 187 km w czasie 11:53. Jedzenie pysznych kanapek od żony zajęło mi całą godzinę i 45 minut. Po raz kolejny potwierdzam, że było warto się przejechać, choćby tylko dla tych kanapek i doborowego towarzystwa na trasie.
27 marca 2008 - (...) okazało się, że po zgubieniu, Łukasz mocno się wystraszył. W końcu to było jego czwarte zgubienie w ciągu pięciu dni. Był pewny, że tym razem nie puścimy mu tego płazem i pojedziemy dalej. Wydobył z sakwianych czeluści plan rajdu i w pogoni za nami, popędził do kolejnego miasta na trasie. Gdy tam zorientował się, że nas nie ma, wystawił na słońce rozładowaną komórkę. Siedząc zdenerwowany na głównym placyku w mieście pocieszał się: nie mogą mnie tak po prostu zostawić, w końcu mam pałąki od wspólnego namiotu. Po paru godzinach mógł wysłać krótkiego sms-a. Jestem w Cole di. Nikt nie wiedział za bardzo, o co chodzi, a jednak był to najbardziej treściwy sms, jakiego kiedykolwiek czytałem.
Cała opowieść w uzupełnionym rankingu noclegów Włochy 2003.
17 marca 2008 - Wprawdzie na mapie rajdu po Estonii znacznie łatwiej wypatrzyć czarną kreskę oznaczającą trasę naszego samochodu, jednak mapa rajdu musi być, co też niniejszym uczyniłem. Osobom wybierającym się do Estonii podpowiem, że gwiazdkami oznaczyliśmy najciekawsze atrakcje naszego rajdu, a symbole noclegów zawierają numery zgodnie z rankingiem noclegów umieszczonym na osobnej podstronie. Mapa rajdu Estonia 2007.
13 marca 2008 - Estonia, choć tak nieodległa, ciągle jest mało popularnym miejscem wycieczek. Aby zachęcić do rowerowych podróży po tym niezwykle ciekawym i przyjaznym dla rowerzystów kraju, dzielę się kilkoma spostrzeżeniami, które spisałem w ABC podróżnika Estonia 2007.
3 marca 2008 - Podobnie jak w zeszłym roku, sezon rowerowy otwieram od marca. Bardzo lubię ten dzień, gdy po dłuższej zimowej przerwie, wsiadam na rower. Na trasie do pracy starzy znajomi. Część z nich jeździ okrągły rok. Teraz i ja jestem pełnoprawnym członkiem tej grupy i znów mogę każdemu machnąć ręką: Witam na trasie Panie Kolego!
Dojazdy do pracy lubię z kilku powodów. Wstaję parę minut później, mogę swobodnie przemknąć obok znerwicowanych kierowców tłoczących się w porannym korku, łatwiej przywieźć do domu 5 kilo jabłek kupionych na rynku... No i w końcu zbliża się Harpagan, a turlanie do pracy, to od paru edycji moje jedyne przygotowania do tej imprezy. Eeh, bedzie ciężko...
luty 2008 - Rusza portal widephoto.net, którego tematem przewodnim jest fotografia panoramiczna. To najnowsza inicjatywa, w której biorę udział. Wkrótce trafią tam moje najciekawsze panoramy. Zapraszam.

Boże Narodzenie 2007
Pierwszy Święty Mikołaj w życiu, pierwszy wymarzony prezent... takie chwile zapadają w pamięci.
Natalka marzyła o wózeczku dla lalek. Teraz mamy kłopot by położyć ją spać. W końcu każdy miś, lala, czy szmaciany piesek zasługuje na przewiezienie nową bryką. Nie przypuszczałem, że do małego wózka mieści się jednorazowo tyle pluszaków.

Wszystkim odwiedzającym naszą stronę przekazujemy serdeczne życzenia Świąteczne i Noworoczne. Aby każde Boże Narodzenie zapadało w Waszej pamięci jako dzień niezwykły.
A już od pierwszego dnia Nowego Roku 2008 życzymy mnóstwa pomysłów i szczęścia w realizacji wszystkich zamierzeń, szczególnie tych rowerowych.
  21 grudnia 2007

W wolnej chwili zachęcam do zerknięcia na czarno-białe obrazki z naszego wakacyjnego wypadu w Tatry Słowackie... sprzed dwóch lat.

7 grudnia 2007 - (...) ledwie minęliśmy ostatnie zabudowania miasta, zaczęły dobiegać do nas przeraźliwe piski opon i wycie silników. Wkrótce okazało się, że miejscowi miłośnicy samochodów marki Golf urządzili sobie nocne wyścigi na krętej drodze. Szybko poznaliśmy zasady tych ulicznych gonitw. Samochody startowały parami, jeden za drugim, przy czym tylko ten pierwszy jechał na światłach, starając się zgubić drugiego. Drugi, jadąc na oślep, gnał w odległości jednego metra za pierwszym. Jedna sesja trwała kilka minut. Po przejechaniu wyznaczonego odcinka następowało przegrupowanie i samochody wracały tą samą trasą w przeciwnym kierunku. Za każdym razem, gdy pędzące Golfy zbliżały się do nas, uciekaliśmy na pobocze, a w przypadku jego braku, przyklejaliśmy się do skalnej ściany lub barierek. W ten sposób ratowaliśmy się dobre kilka lub kilkanaście razy zanim udało się nam zjechać z trasy wyścigu. Wtedy mieliśmy już kompletnie dosyć jakiejkolwiek jazdy...

Po prezentacji najlepszych noclegów w historii naszych rajdów, które trafiły się nam w Estonii, przyszedł czas na uzupełnienie archiwów. Dla kontrastu przedstawiamy zatem najgorsze w historii noclegi. Pełen opis znajduje się w Rankingu noclegów Rajdu Chorwacja 2004.
22 listopada 2007 - Najlepsze w historii noclegi wymagały godnego opisu, co niniejszym uczyniliśmy. Jeżeli kogoś interesuje, w jakich warunkach przyszło nam spędzać noce pod estońskim i łotewskim niebem, zapraszamy do zapoznania się z opisem umieszczonym w Rankingu noclegów Rajdu Estonia 2007.
12 listopada 2007 - Prezentujemy dwie kolejne galerie zdjęć z naszej podróży do Estonii i Łotwy: Bagna w Parku Narodowym Kemeru na Łotwie oraz Nadbałtyckie stolice Tallinn i Ryga.
28 października 2007 - Igor Tracz podwójnym Mistrzem Europy.
W czasie, gdy beztrosko ścigaliśmy się na Harpaganie, Igor Tracz, z którym chodziłem w podstawówce do jednej klasy, zdobywał drugi już w tym miesiącu tytuł Mistrza Europy w dyscyplinach łączących sprawność człowieka, siłę psów i możliwości techniczne roweru. Składając mu serdeczne gratulacje, chciałbym przybliżyć nieco te mało znane u nas dyscypliny. Pierwsza to bikejoring, czyli rowerzysta wspomagany przez ciągnącego go psa. Druga to wyścigi psich zaprzęgów w warunkach bezśnieżnych, czyli trójkołowy pojazd, nieco przypominający rower, ciągniony przez psi zaprzęg. Więcej szczegółów można znaleźć na stronie Igora.
27 października 2007 - 34 HARPAGAN Kobylnica k./Słupska

Raport z misji specgrupy tajnych agentów powołanych do rozpracowania tzw. układu Harpagana

Meldunek ze startu: Rozkaz z góry przychodzi jak zwykle niespodziewanie i nie pozostawia cienia wątpliwości. Mamy rozpracować tzw. układ Harpagana ulokowany na popegeerowskich terenach dawnego województwa słupskiego. Niestety z powodu zamieszania przedwyborczego akcja opóźnia się o równy tydzień. W skład naszej specgrupy wchodzą najbardziej doświadczeni agenci: Darek Korsak i Michał Kosior oraz prawdziwy killer Roman Kielusiak. Grupa działa pod kryptonimem Tim Quattro K, co oznacza, że wszyscy mamy nazwiska na K, ale napęd tylko na 4 koła (Kielusiaka i Dareckiego). Pozostałe 4 koła wiozą się na tyłach ekipy nie tracąc z nią kontaktu wzrokowego.
Meldunki z trasy: PK9 - PK13 - PK12 - PK2 Tim Quattro K, z wyrachowaniem właściwym dla służb specjalnych, rozpracowuje kolejne elementy układu Harpagana zwane dla niepoznaki punktami kontrolnymi (PK). Darecki i Kitliński dobrze wiedzą, że kluczem do rozbicia układu Harpagana jest właściwa inwigilacja środowiska, w którym ulokował się układ. Przyjęta strategia zakłada odstrzelenie w pierwszej kolejności grubych ryb, a następnie rozprawę z płotkami. W okolicach PK13 okazuje się, że Tim Quattro K nie jest jedyną specgrupą rozpracowującą układ Harpagana. Napotkany agent o niewinnie brzmiącym kryptonimie "Mickey" to bezwzględny egzekutor - bez cienia litości zdejmuje kolejne punkty układu Harpagana.
PK17 - PK8 Tim Quattro K napotyka płatnego agenta o kryptonimie "Pachul", znanego w środowisku również jako "Radca" lub "Prawnik". Swoje meldunki podpisuje pseudonimem "Leszek-Sopot". Osobnik ten z pozoru działa w pojedynkę, jednak ze źródeł zbliżonych do kierownictwa układu Harpagana wiemy, że ma brata (można rzec, że prawie bliźniaka).
PK14 Tim Quattro K wpada w zasadzkę przygotowaną przez lokalne służby leśne. Tajny agent Darecki najeżdża na drewniany pieniek, w wyniku czego uzyskuje niezamierzony kontakt fizyczny z podłożem. Hełmofon Dareckiego ulega uszkodzeniu, pojawiają się drobne zakłócenia komunikacyjne, jednak już po chwili Darecki kontaktuje prawidłowo.
PK18 Wokół Tim Quattro K zaobserwowano wzmożoną aktywność obcych służb wywiadowczych. Jedna z ekip podszywając się pod dziennikarzy portalu RwM próbuje zarejestrować na nośnikach twarze i głosy zakamuflowanych członków Tim Quattro K. Na szczęście w porę demaskujemy szefa tej grupy. To agent kontrwywiadu o pseudonimie "Phantom".
Dramatyczna wiadomość z PK19: Tim Quattro K ulega rozczłonkowaniu w trakcie akcji o kryptonimie "skrzyżowanie leśnych przecinek". Tajny agent "RowerowaRodzinka" zostaje publicznie zdekonspirowany na przejeździe kolejowym przez jednego z agentów obcego wywiadu. Zgodnie z tajnikami działalności konspiracyjnej, Tim Quattro K momentalnie rozpierzcha się w lesie. Tajny agent RowerowaRodzinka podejmuje heroiczną próbę samotnego namierzenia PK19. W trakcie brawurowej akcji, działając bez wsparcia, otrzymuje bolesny postrzał prawej kończyny napędowej. Mimo odniesionych obrażeń, tajny agent RowerowaRodzinka zdejmuje PK19 i kontynuuje akcję.
PK15 Tim Quattro K odnajduje na punkcie rannego agenta RowerowaRodzinka, który korzystając z osłony lasu, samotnie przedostał się do punktu.
PK20 W rejonie PK20 Tim Quattro K napotyka tajnego agenta o kryptonimie "Lider". Lider należy do ścisłej wierchuszki krajowych agentów, ma najnowszą broń i mnóstwo amunicji. Tego dnia Lider strzela jednak całymi seriami na oślep, marnując sporo amunicji.
PK11 - PK3 Do Tim Quattro K podłącza się nieznany agent obcego wywiadu o kryptonimie "Boruta". Wtedy jeszcze nie wiemy, że ów agent posiada tajne instrukcje rozczłonkowania naszej grupy od środka. Boruta podąża za Tim Quattro K aż do bazy.
PK10 Czas naszej akcji dobiega końca. Podejmujemy decyzję o ponownym rozczłonkowaniu ekipy celem wyeliminowania jak największej części układu Harpagana. Agent specjalny Kosior przyjmuje zadanie zdjęcia PK1, a pozostali agenci Tim Quattro K zdejmują w tym czasie PK10.
Meta Tajny agent "Kielusiak" inspirowany przez agenta Borutę, gwałtownie przyspiesza na ulicach Słupska, obawiając się ostrzału snajperskiego. Swoim nierozważnym czynem doprowadza do kolejnego rozczłonkowania Tim Quattro K, przez co na mecie grupa gubi ustalony szyk bojowy. Agent Darecki próbuje doprowadzić do scalenia grupy, jednak ranny agent RowerowaRodzinka traci na czerwonym świetle kontakt wzrokowy z ekipą. Ostatecznie Tim Quatro K dociera na metę w podgrupach, przez co bezpowrotnie traci szansę na przyjęcie z honorami.
Wiadomość z ostatniej chwili: Tim Quattro K uzyskał rewelacyjny wynik zdejmując 48 punktów przeliczeniowych układu Harpagana. Wynik ten wcale nie byłby rewelacyjny, gdyby nie uwzględnić wyników innych grup agentów.
Podobno sam Pan Prezes był zadowolony, a Brat Pana Prezesa powiedział nawet, że to była dobra robota!!!

Trzeba przyznać, że swoje zrobił też spot emitowany w telewizji kilka tygodni przed rozpoczęciem Harpagana:

Kitliński chodzi po ogrodzie i krzyczy przez telefon do Dareckiego:
Trzeba skończyć z tymi łatwymi PK i wracamy do gry!
Następnie pojawia się napis:
Czy wrócą?!! Zdecuduje budowniczy TR.

P.S. Chodzą słuchy, ża sam Pan Prezes i Brat Pana Prezesa, zafascynowani wynikami Tim Quattro K, zaczęli trenować MTBO. Jednak Pan Prezes zapytany o postępy w tej dziedzinie, odpowiedział żartobliwie:
My jesteśmy tu, gdzie wtedy. Oni tam, gdzie stało ZOMO (ZOMO, czyli Zakamuflowane Obiekty Maratonów na Orientację - po prostu PK).
11 października 2007 - URUCHOMILIŚMY KSIĘGĘ GOŚCI

Mottem naszej księgi niech będzie fragment dialogu z filmu "Miś" Stanisława Barei:

Miś: Jeśli ktokolwiek chce przekazać jakąś krytyczną uwagę o mnie, o mojej pracy, jakąś skargę, a mnie akurat nie ma, może w każdej chwili wejść i nagrać... co mu leży na wątrobie.
Hochwander: Ale oni mogą kadzić ci, kłamać mogą, upiększać...
Miś: A po co by mieli? Przecież i im i mnie chodzi tylko o dobro naszego klubu. Szczerość w naszym klubie to norma!


Zatem jeżeli przeglądając naszą stronę, nasunie się komuś jakaś krytyczna uwaga o nas, o naszej pracy... prosimy o szczery wpis!
  10 października 2007
Czy jest w Europie kraj mniejszy od większości polskich województw, ale jednocześnie posiadający wyższe niż w Polsce góry, trzykrotnie większe jezioro, jeden z najgłębszych na świecie kanionów oraz morze z jedynym w południowej Europie fiordem?
Tak, ten kraj to Czarnogóra.
Czy jechaliście kiedykolwiek drogą, oznaczoną na mapie grubą, żółtą kreską, z wielkimi tunelami na dwa tiry, która raptem kończy się ślepym tunelem?
Na taką trasę trafiliśmy w Serbii.

W październikowym numerze bikeBoarda ukazał się kolejny odcinek relacji z naszego zeszłorocznego wyjazdu na Bałkany. Zapraszam do lektury artykułu "Balkan highway".

8 października 2007 - Zapraszamy do obejrzenia pięknych zachodów słońca, które mieliśmy okazję podziwiać w Estonii i na Łotwie. W Republikach Nadbałtyckich słońce zawsze zachodzi w morzu, a takie zachody są niezwykle malownicze.
1 października 2007 - W cyklu "z przymrużeniem oka" zapraszamy na krótką fotoprezentację pod tytułem Bezpieczne wakacje, czyli prawidłowa opieka nad dzieckiem podczas wyprawy.
Zapraszamy również do pierwszej galerii tematycznej ukazującej Estonię w pigułce w Parku Narodowym Lahemaa.
26 września 2007 - W związku z rosnącym zainteresowaniem tematem największego rowerowego podjazdu w Europie, czyli górą Pico del Veleta 3392 m n.p.m., na stronie Hiszpania 2005 - ABC podróżnika uzupełniliśmy opis przebiegu trasy na Veletę, mapę podjazdu oraz profil podjazdu.
19 września 2007 - FOTO HIT Estonia 2007. Zapraszamy do obejrzenia 20 najciekawszych zdjęć z rajdu Estonia 2007.
15 września 2007 - Natalka zaczęła samodzielnie chodzić. Na ten moment czekaliśmy od dawna, choć pewnie jeszcze nie raz wspomnimy stare, dobre czasy, gdy Natalka całymi dniami grzecznie leżała w swoim łóżeczku.
10 września 2007 - Nawet w niepozornej Estonii kryje się wiele interesujących miejsc. Na naszej stronie prezentujemy te, do których udało nam się dotrzeć w trakcie naszego rajdu. Zapraszmy do TOP 10 - galeria atrakcji Estonia 2007. Na razie pokazujemy tylko miniatury, ale wkrótce ułożony przez nas ranking zapełni się pełnowymiarowymi zdjęciami.
15 sierpnia 2007 - PIERWSZE URODZINY NATALII.
Swoje pierwsze urodziny Natalka świętowała wraz z kuzynostwem. Najmłodsza kuzynka, Wiktoria, obserwowała z wózeczka harce starszej młodzieży. Kuzyn Michał wypatrywał wraz z mamą przelatujące samoloty. Tymczasem rodzice chrzestni podarowali Natalce konia na biegunach - pewnie będą chcieli odciągnąć ją od rowerów. Na szczęście w porę interweniował kuzyn Kacper. Podczas rozmowy w cztery oczy wyjaśnił młodszej kuzynce, który środek transportu jest lepszy. Na zakończenie imprezy wszyscy pałaszowali wspaniały tort urodzinowy przygotowany przez babcię Natalki.
9 sierpnia 2007 - Rajd Estonia 2007 zakończony pełnym powodzeniem.
Wyjazd trwał 22 dni, w tym 8 dni spędziliśmy na rowerach, a pozostałe na wycieczkach pieszych, kąpielach w morzu i jeziorach, zabawie w piasku, wieczornym grilowaniu przy ognisku oraz innych znanych formach rozrywki. Natalka spisała się znakomicie. Jej trzy podstawowe żywioły to woda, piasek i namiot. W wodzie ucieka na fale, w piasku wyszukuje różne drobiazgi z zamiarem konsumpcji, a w namiocie rozpakowuje nasze bagaże... Pierwsze zdjęcia z rajdu w galerii uczestników.
  18 lipca - 9 sierpnia 2007 - JESTEŚMY W ESTONII.
Będzie to pierwszy pełnowymiarowy rajd Natalki, która nie ukończyła jeszcze roku. Długo zastanawialiśmy się nad formułą i miejscem docelowym naszej tegorocznej wyprawy. Miało być spokojnie i bez pośpiechu, z dala od zgiełku i cywilizacji, ciepło i nad morzem, najlepiej w otoczeniu niezwykłej przyrody. Rozpatrywaliśmy Korsykę..., Dolinę Loary... i zupełnie nieoczekiwanie, dwa tygodnie przed wyjazdem, wybór padł na Estonię. Estonia to kraina lasów, bagien, olbrzymich głazów i tysiąca maleńkich wysepek na Bałtyku.
Trzymajcie za nas kciuki, najmocniej za debiutantkę Natalkę:)

  8 sierpnia 2007 - RowerowaRodzinka w TVP3 Gdańsk.
W środę 8 sierpnia o godz. 17:00 w programie Rowerowo w TVP3 Gdańsk ukaże się krótki reportaż o RowerowejRodzince (powtórka w piątek, 10 sierpnia o godz. 8:45).
"Rowerowo" to program dla tych, którzy połknęli rowerowego bakcyla: trasy, wyczyny, relacje z zawodów, porady dotyczące sprzętu i bezpieczeństwa jazdy oraz trójmiejscy roweromaniacy i ich dwukołowe maszyny:)
Odcinek 16 programu "Rowerowo": Kliknij, aby obejrzeć film

  10 lipca 2007 - Test dziecięcej przyczepki rowerowej TREK Super GoBug w bikeBoardzie
W lipcowym numerze bikeBoarda ukazał się test dziecięcej przyczepki rowerowej TREK Super GoBug. Test napisaliśmy na bazie doświadczeń, które zebraliśmy podczas czerwcowego wyjazdu Skrajem Żuław nad Kanał Elbląski. Niestety wersja drukowana testu została znacząco okrojona. Zainteresowanych zapraszamy do zapoznania się z pełną, nieocenzurowaną wersją testu zamieszczoną na naszej stronie. W bikeBoardzie znajdziecie za to sporo szczegółowych zdjęć testowanej przyczepki. Zapraszamy do lektury, a potem w drogę. Gorąco zachęcamy do zabierania pociech na wycieczki rowerowe.

22 czerwca 2007 - Zdjęcia z rajdu Bałkany 2006 w przewodnikach Bezdroży.
W najnowszym wydaniu przewodników wydawnictwa Bezdroża ukazały się dwa zdjęcia z rajdu Bałkany 2006:
w przewodniku "Bałkany" - Panorama Mostaru z widokiem na Stary Most, w przewodniku "Czarnogóra. Fiord na Adriatyku" - Panorama Kanionu Pivy z tunelami kutymi w skałach.

12 czerwca 2007 - RowerowaRodzinka.pl w dziesiątce najciekawszych stron rowerowych polskiego internetu. Plebiscyt został zorganizowany przez portal rower.com, a głosowała liczna brać rowerowa - czytelnicy portalu. Dziękujemy wszystkim za oddane głosy.
Od siebie dodam, że na informację o trwającym plebiscycie natrafiłem przypadkowo, przeglądając któregoś dnia rower.com. Z miłym zaskoczeniem zauważyłem, że wśród zgłoszonych do konkursu stron widnieje również RowerowaRodzinka.pl. Serdecznie pozdrawiam osobę, która dokonała tego zgłoszenia. Ale największa niespodzianka czekała, gdy po paru dniach zerknąłem na wyniki plebiscytu. To dla nas duże wyróżnienie i zarazem wspaniała motywacja. Dziękujemy!
 Skrajem Żuław nad Kanał Elbląski   Natalka testuje przyczepkę i spanie w namiocie
 
 
7-10 czerwca 2007 - Pierwsza wielodniowa wyprawa rowerowa, pierwsze noclegi na dziko w namiocie. Każdy z nas kiedyś przez to przechodził - Natalka już w wieku 10 miesięcy.
Zapraszamy do obejrzenia paru zdjęć z tego wyjazdu oraz zapoznania się z testem dziecięcej przyczepki rowerowej TREK Super GoBug i naszymi spostrzeżeniami odnośnie podróżowania z małym dzieckiem.



1 czerwca 2007 - Dzisiaj mija 5 lat od powołania naszej rowerowej rodzinki. Pięć wspaniałych lat razem. W tym czasie przejechaliśmy rowerami 11.535 km. Oby jak najdłużej przybywało nam wspólnie spędzonych lat i wspólnie przebytych kilometrów. Najważniejsze jednak, że w tym roku po raz pierwszy mamy okazję do podwójnego świętowania naszej rocznicy ślubu - wszak dziś jest również Dzień Dziecka, święto naszej córeczki Natalki.
Tymczasem sezon rowerowy rozkręca się na dobre. Widać to po coraz większej liczbie odwiedzin naszej strony. W tym miesiącu padł kolejny rekord: 2600. Dziękujemy i zapraszamy ponownie.
28 maja 2007 - Zamieszczamy najnowsze zdjęcia Natalki. Ostatnie pochodzą sprzed dwóch dni, z imprezy z okazji Dnia Matki, którą zorganizowaliśmy na działce przed naszym budującym się domem w Gdańsku-Smęgorzynie. Są też zdjęcia z pierwszej wycieczki nową przyczepką rowerową oraz pierwsze zdjęcia na nocniku. Natalka używa z powodzeniem nocnika od dziewiątego miesiąca życia.
19 maja 2007 - W Gdańsku-Matemblewie została powołana nowa rowerowarodzinka. Razem przez świat będą odtąd szli Magdalena Bieschke i Wojciech Piwakowski. My jednak przypuszczamy, że nie zamierzają ograniczać się jedynie do marszu. Dłuższe proste oraz ostre zakręty najlepiej pokonywać na dwóch kółkach. Zresztą Oni sami dobrze to wiedzą. Nie przez przypadek w podróż przedślubną wybrali się rowerami do Albanii. Po takiej próbie niewiele może ich jeszcze zaskoczyć.
Młodej Parze życzymy również, by jak najszybciej postarała się o rozszerzenie składu swojej rowerowejrodzinki - w peletonie łatwiej walczyć z przeciwnym wiatrem.
Wojtkowi mogę zdradzić też jedną tajemnicę, związaną z rajdem Harpagan, na którym od lat się ścigamy. Po ślubie łatwiej wywalczyć "tytuł" - nie ma to, jak zaszpanować certyfikatem przed żoną.

18 maja 2007 - Natalka ma nową kuzynkę - Wiktorię. Szczęśliwym rodzicom Patrycji i Wojtkowi Kopciuszukom gratulujemy i trzymamy kciuki za maleństwo, by rosło w zdrowiu!!!!!!!

18 maja 2007 - Hiszpania stwarza bardzo dogodne warunki do biwakowania pod namiotem. Podstawowe cechy hiszpańskich noclegów to: zupełny brak problemów ze znalezieniem miejsca na namiot, wysokie poczucie bezpieczeństwa oraz niska dostępność wody do kąpieli. Zapraszam do zapoznania się z uzupełnionym Rankingiem noclegów Hiszpania 2005.
13 maja 2007 - Przeprowadziliśmy pierwsze testy przyczepki w warunkach polowych. Ślady po trzech kroplach błota na roześmianej twarzy Natalki świadczą o zaakceptowaniu nowego pojazdu.
9 maja 2007 - MAMY PRZYCZEPKĘ DLA NATALKI - Teraz możemy ruszać w trasę w pełnym składzie. Przyczepka Natalki to Trek Super GoBug - najlepszy model produkowany przez tą firmę. Jesteśmy pod wrażeniem jakości i pomysłowości wykonania. Przyczepka posiada bardzo wygodne i miękkie siedzisko dla dwojga dzieci, 5-punktowe pasy bezpieczeństwa, 20-calowe koła zabezpieczone rurami bocznymi, zestaw osłon (moskitiera + przeciwdeszczowa), ruchomy przegub mocujący i mnóstwo odblasków. Producent nie zapomniał nawet o najdrobniejszych szczegółach. Dzięki tzw. jogger kit (trzecie koło przednie + rękojeść do pchania) przyczepkę bardzo łatwo przerobić na wózek, choć gabaryty każą raczej nazywać ją wozem. Na wyposażeniu są również takie przydatne drobiazgi, jak torba na niezbędny bagaż maluszka oraz podręczny przewijak.
Przyczepkę otrzymaliśmy dzięki współpracy z bikeBoardem - w wydaniu lipcowym będzie można zapoznać się z przeprowadzonym przez nas testem przyczepki.

30 kwietnia 2007 - Padł kolejny rekord oglądalności - W kwietniu naszą stronę odwiedziło ponad 1700 osób. Dziękujemy.
21 kwietnia 2007 - 33 HARPAGAN Trąbki Wielkie - Tym razem miałem zaszczyt jechać wspólnie z najbardziej znanymi postaciami tej imprezy: Darkiem Korsakiem i Krzysztofem Wiktorowskim. W naszej ekipie był również Michał Kosior - znany miłośnik Bałkanów. Przejechaliśmy 189 km zaliczając 16 punktów kontrolnych, co dało nam 55 punktów przeliczeniowych.
A oto jak doszło do naszego wspólnego startu i jakie przygody spotkały nas na trasie.
Drużyna Autorów Internetowych Stron Rowerowych - reaktywacja. Kolejna edycja Harpagana miała się odbyć w Trąbkach Wielkich. Należało więc wystawić silną ekipę, która byłaby godna tej lokalizacji. Wysłałem zatem CV + list motywacyjny do niejakiego Dariusza Korsaka, reprezentanta Elbląga, zwanego tudzież Dareckim, Łopatką lub Korsim. Darecki montował swego czasu na Harpagana Drużynę Autorów Internetowych Stron Rowerowych. Wprawdzie termin nadsyłania zgłoszeń upłynął już kilka lat temu, ale przyszedł za to odpowiedni moment na reaktywację pomysłu. Drogą mailową sporządziliśmy bilans otwarcia, odbyliśmy dwie narady taktyczne i przeprowadziliśmy odprawę techniczną. Ustalenia były miażdżące: w ramach przygotowań Darecki przejechał od stycznia ponad 3 tys. km, jak sam mówił, głównie po bułki i piwo (proste wyliczenie matematyczne wskazuje, że albo mieszka na kompletnym odludziu, albo spożywa ponadnormatywne ilości bułek z piwem). Ja ujechałem jedynie trochę ponad 700 km, wożąc od czasu do czasu jabłka z warzywniaka. Taka zaprawa mogła budzić pewne wątpliwości, więc wystartowałem za pisemnym poręczeniem żony. Zresztą żona była głównym dietetykiem ekipy. Już tydzień przed startem ustawiła mi specjalną dietę żywieniową, w skład której wchodziły między innymi takie produkty spożywcze, jak śniadanie, obiad i podwieczorek. Na trasę otrzymałem składniki specjalne: kanapki z salcesonem białym oraz kanapki z salcesonem czarnym - dają naprawdę niezłego kopa.
Już w trakcie obowiązywania ciszy przedstartowej do naszego teamu zgłosił się jeszcze Michał Kosior - Gdańsk Dolne Miasto. Michał to znany miłośnik Bałkanów. Serbię objechał rowerem wzdłuż i wszerz, a Czarnogórę wpoprzek. Własnej strony internetowej jeszcze nie zbudował, ale złożył ustne oświadczenie, że po powrocie z Harpa zabiera się do roboty.
Zgodnie z obraną taktyką naszym celem minimum było zaliczenie jednego punktu i powrót na metę przed upływem limitu. Cel ten zrealizowaliśmy połowicznie już w trzydziestej trzeciej minucie od startu. Szczegóły ujawniam poniżej.
Start. Na start przybywamy z Michałem tak późno, że ledwo zdążam napompować przednie koło, z którego nocą uleciało mi sporo jego powietrznej zawartości. Temperatura otoczenia oscyluje wokół zera, ale za to na pocieszenie wieje zimny wiatr. Podejmuję brawurową decyzję o pozbyciu się wszelkiej, zbędnej odzieży, w tym rękawiczek i polara. Decyzja ta przesądzi niechybnie o rychłym wystąpieniu u mnie dolegliwości reumatycznych. Wiem jednak, że na Harpaganie każdy zbędny kilogram zmniejsza wynik końcowy o jakieś 5 punktów przeliczeniowych, więc trudno sobie wyobrazić bardziej rozsądne podejście. Po otrzymaniu mapy układam szatański plan, który ma nas wywindować na samą górę klasyfikacji końcowej. Darecki tylko mruga okiem na moją mapę i już wie o co chodzi. Ruszamy!!!!
Punkt po punkcie.
PK1 - omijamy od zawietrznej, żeby uniknąć tłoku przy podbijaniu kart.
PK13 - zaliczony. Plan minimum zrealizowany w połowie.
PK2 - puszczamy bokiem powiększając dystans nad konkurencją.
PK3 - nawet nie byliśmy w tej okolicy.
PK11 - nie pamiętam miejsca, ale byliśmy.
PK19 - na bank byliśmy - pamiętam pale na jeziorze.
PK6 - byliśmy tam. Darecki twierdzi nawet, że nie pierwszy raz. Tak, tak, to pamiętny 2003 rok i Harpagan w Zblewie-Bytoni.
PK4 - był tak bardzo po drodze, że nie dało się go ominąć. Poza tym ten pamiętny H26 w Zblewie.
PK7 - okolica mocno wybrukowana. Wpadam w niebezpieczny rezonans.
PK20 - na polach dopada nas burza piaskowa.
PK9 - Darecki szaleje z aparatem niczym zawodowy fotoreporter. Uzyskuję zdjęcie na drewnianej kładce.
PK15 - przełaj wzdłuż ogrodzenia, przełaj przez las, przełaj przez łąki, kłody i rzeki, a na koniec poooodjaazd.
PK17 - kultowa Drzewina. Na punkcie spotykamy Mikołaja Walińskiego - Elbląg. Mikołaj to wychowanek Dareckiego, perspektywiczny zawodnik młodego pokolenia (jego wiek wciąż jeszcze rozpoczyna się od dwójki, a nasze już cholera nie). Mikołaj jest profesjonalistą i walczy o tytuł Harpagana. Nie omija punktów pokonując w szybkim tempie optymalną trasę.
PK14 - z powodu braku dostatecznej ilości prowiantu Michał postanawia zawrócić w kierunku bazy celem zrealizowania talonu na zupę. Po drodze jednak fatalnie błądzi, w wyniku czego inkasuje całą kupę wysokoopłacanych punktów kontrolnych. Jego końcowy wynik to czterdzieści siedem.
PK5 - Niespodziewanie w naszej ekipie pojawia się Wiki - Polska Centralna. Wiki jest multibudowniczym stron internetowych, w tym Ekstremalnej Strony Wikiego i strony o kaktusach. Acha PK5 oczywiście omijamy po prawej.
PK16 - spotykamy ekipę, która nigdy nie słyszała o RowerowejRodzince.pl, Elbląskiej Stronie Rowerowej i Ekstremalnej Stronie Wikiego!?!?
PK8 - za sprawą Dareckiego spotkana uprzednio ekipa wie już całkiem sporo o naszych stronach internetowych.
PK18 - jestem bardzo blisko domu, obym nie zabłądził, tak jak pół roku temu.
PK12 - mam wrażenie, że grozi nam przekroczenie limitu czasu. Wtedy nie zrealizujemy drugiej połowy naszego planu minimum.
PK10 - Wiki zdradza mi w tajemnicy, że ma o jeden punkt więcej od nas - taka to z nim robota.
META - wpadamy do Trąbek, ponad 20 minut przed limitem, pchani potężną siłą wiatru.
Plan minimum zrealizowany. Udało nam się zaliczyć przynajmniej jeden punkt kontrolny i powrócić na metę przed upływem limitu. Wynik mój i Dareckiego to pięćdziesiąt pięć, wynik Wikiego - pięćdziesiąt sześć.
Pojawiły się już wyniki wstępne Harpagana i w tajemnicy mogę powiedzieć, że zrealizowałem również swój prywatny plan minimum. Dotychczas, w czternastu startach na trasie rowerowej tylko raz wyleciałem poza drugą dziesiątkę. W moim piętnastym starcie udało mi się utrzymać miejsce w drugiej dziesiątce.
P.S. Przeczytajcie koniecznie ekstremalną relację Wikiego. W relacji Wiki zdradza najskrytsze tajniki harpaganowego rzemiosła, w tym jak uniknąć tłoku na PK1 oraz w jakich okolicznościach wypracował nad nami przewagę jednego punktu.
Relacji Dareckiego, bogato ilustrowanej zdjęciami akcji, szukajcie na Elbląskiej Stronie Rowerowej.
  10 kwietnia 2007
Wyobraźcie sobie kraj, w którym 80% samochodów to mercedesy, 90% mieszkańców posiada broń palną, a 100% rodzin miało własny bunkier na wypadek chińskiej inwazji. Kraj w Europie, który pod względem egzotyki, piękna krajobrazu i odmienności kulturowej dorównuje znacznie odleglejszym rejonom świata. W 2006 roku odbyliśmy wyprawę do ostatniego takiego miejsca w Europie.
W kwietniowym numerze bikeBoarda ukazała się relacja z naszego zeszłorocznego wyjazdu na Bałkany. Zapraszam do lektury artykułu "Albania - spuścizna Envera Hodży".

2 kwietnia 2007 - Padł nowy rekord miesięcznej liczby odwiedzin naszej strony i od marca wynosi 1215 (po wykluczeniu wejść własnych).
28 marca 2007 - Słowacja 2001 - był to pierwszy rajd rowerowy w karierze Justyny. Na szczęście moja żona okazała się wyjątkowo dzielną zawodniczką i bez zbędnego narzekania kontynuujemy rowerową włóczęgę po dzień dzisiejszy. Zapraszam do obejrzenia FotoHit Słowacja 2001
25 marca 2007 - Natalka intensywnie przygotowuje się do nadchodzącego sezonu wakacyjnego. Dziś zaczęła raczkować.
23 marca 2007 - Tomek uporał się z oceną noclegów rajdowych. Rankingi noclegów z rajdów Bałkany 2006 oraz Włochy 2003 są już kompletne. Ciągle czekamy na zaległe oceny noclegów w Karpatach, Morawach i Słowacji od Bartka, Łukasza i Maksa.
15 marca 2007 - Natalka ukończyła już 7 miesięcy. Zapraszamy do obejrzenia najnowszych zdjęć naszej córeczki.
7 marca 2007 - Najpierw wielkie kłopoty z załatwieniem dojazdu. Potem, na miejscu, trzy tygodnie z zegarkiem w ręku, żelazna dyscyplina, pociągi, przesiadki, pociągi.... i tak w kółko. A wszystko to po to by obejrzeć wspaniałe miasta, majestatyczne katedry, starożytne budowle i wjechać na Passo dello Stelvio. Zapraszam do obejrzenia FotoHit Włochy 2003

6 marca 2007 - Mogę to powiedzieć oficjalnie, bo słyszałem na własne uszy: Natalka zaczęła mówić MAMA!!!
1 marca 2007 - Sezon rowerowy 2007 rozpoczęty! Od dziś do pracy dojeżdżam rowerem - każdego dnia na liczniku przybędzie mi minimum 21 km.
26 lutego 2007 - Kwieciste łąki i malownicze, drewniane cerkwie w Beskidzie Niskim, skansen bojowy na polach bitwy o Przełęcz Dukielską w Słowacji oraz dziwaczne wehikuły drogowe i przeprawa tajemniczą doliną rzeki Stryj na Ukrainie - takie właśnie były Karpaty wiosną 2004 roku. Zapraszam do obejrzenia FotoHit Karpaty 2004
Gotowa jest również pierwsza galeria naszych zdjęć ślubnych, które zostały wykonane na plaży w Jelitkowie oraz w Parku Oliwskim.
21 lutego 2007 - Nowe, bardziej czytelne i znacznie poszerzone: ABC podróżnika Bałkany 2006
15 lutego 2007 - Natalka ma już 6 miesięcy. Wedle najnowszych pomiarów waży 8,4 kg przy 73 cm wzrostu.
12 lutego 2007 - Powstała galeria FotoHit Bałkany 2006 z dwudziestoma najciekawszymi zdjęciami z rajdu.
6 lutego 2007 - Dwadzieścia minut przed końcem pracy odebrałem telefon od Justyny: Natalka ma pierwszego zęba! Byłyśmy w sklepie. Natalka się roześmiała i wtedy zobaczyłam, ża ma zęba.
5 lutego 2007 - Uporałem się z wyborem dwudziestu najciekawszych zdjęć z pierwszego rajdu, który odbyliśmy w dwuosobowym składzie. Zapraszam do obejrzenia: FotoHit Chorwacja 2004
3 lutego 2007 - Dzięki stronie odnajduje mnie Jakub Jurga - kolega, z którym w 1995 roku byliśmy w gronie laureatów konkursu "Wakacje na Dwóch Kółkach" Programu III Polskiego Radia. Kontakt nawiązujemy po przeszło 11 latach.
W ciągu 31 dni stycznia 2007, zaledwie 3 miesiące po inauguracji, stronę odwiedza ponad 800 osób . Tak duże zainteresowanie Internautów przerasta moje najśmielsze oczekiwania i mobilizuje do jeszcze większej pracy. Dziękuję wszystkim za zainteresowanie!
22 stycznia 2007 - Dla osób, które nie mają czasu na przekopywanie się przez dziesiątki, a nawet setki zdjęć, postanowiłem stworzyć galerie obejmujące 20 najciekawszych zdjęć z każdego rajdu. Na pierwszy ogień poszła Hiszpania. Zapraszam do obejrzenia: FotoHit Hiszpania 2005
15 stycznia 2007 - W serii "porady z przymrużeniem oka" dodaję dwie nowe strony: Zasady prawidłowego żywienia w okresie wzmożonego wysiłku fizycznego oraz Jak utrzymywać higienę osobistą podczas wyprawy
31 grudnia 2006 - Podsumowanie mijającego roku. Suche statystyki rowerowe prezentują się dość mizernie. Justyna ani razu nie wsiadła na rower, a ja przejechałem turystycznie niewiele ponad 2 tys. km (reszta to dojazdy do pracy). Mimo to uważamy ten rok za bardzo udany. Liczy się jakość, a nie ilość. Sukcesem rodzinnym było oczywiście powiększenie naszej rowerowej rodzinki. Sukcesy rowerowe to niezwykle udany wyjazd na Bałkany i równie dobry występ w jesiennym Harpaganie. Udało mi się też uporać ze stroną, która wreszcie zadebiutowała w sieci.
W roku 2007 zamierzamy wystartować już w trójkę.
Końcówka roku 2006 to czas wielkich uzupełnień na RowerowejRodzince.pl. Najwięcej czasu poświęciłem na zbudowanie brakujących stron startowych z galeriami atrakcji, które uzyskały też nową szatę graficzną: Bałkany 2006, Hiszpania 2005, Chorwacja 2004, Karpaty 2004, Włochy 2003, Morawy 2002, Słowacja 2001, Czechy 2000 oraz Dolny Śląsk i Sudety 1999
6 grudnia 2006 - Zdjęcie z przeprawy przez zasypany śniegiem Durmitor uzyskuje czwartą nagrodę w konkursie "Rowerowy kadr z wakacji" bikeworld.pl
6 listopada 2006 - RowerowaRodzinka.pl debiutuje w sieci. Po miesiącach rozmyślań, ustalaniu koncepcji, przygotowywaniu grafiki, wreszcie zabrałem się do roboty, a pierwsze efekty przyszły szybciej niż się spodziewałem. Co więcej, praca ta dostarcza mi wiele satysfakcji.
Jako kompletny lajkonik w dziedzinie HTML oraz JavaScript, korzystałem z rozległej wiedzy kolegów: Jurka Pinkasa i Andrzeja Wieczorka. Wielkie dzięki za Waszą pomoc Panowie.
21 października 2006 - 32 HARPAGAN Przodkowo - To już mój piętnasty start w tej imprezie. Tym razem wspólna jazda z Tomkiem Widuchowskim, zwanym tudzież Liderem, nie ma większego sensu. On cały rok pilnie trenuje, a ja od pięciu miesięcy nie zaliczam ani jednej trasy - całe moje przygotowania to codzienne turlanie się do pracy i wożenie w sakwach jabłek z warzywniaka! Dowiaduję się za to, że z zamiarem debiutu w Harpaganie nosi się mąż mojej kuzynki Roman Kielusiak. Roman od wielu lat twardo kręci kilometry na rowerze, jednak nigdy nie porwał się jednorazowo na dystans większy niż 100 km. Nic więc dziwnego, że jest pełen obaw. Nigdy wcześniej nie przejechaliśmy ze sobą ani jednego kilometra, przekonuję go jednak byśmy wyruszyli razem - we dwójkę będzie nam raźniej. Świadom swoich możliwości nie zamierzam porywać się z motyką na księżyc. Od razu wykreślam z mapy najmniej wartościowe punkty kontrolne: wszystkie "jedynki" i niektóre "dwójki". Ruszamy, jedzie się nam wyjątkowo dobrze. Po raz pierwszy od wielu startów to na mnie spoczywa obowiązek dyktowania tempa. Zdaję sobie sprawę, że jazda za plecami Tomka, co miało miejsce w kilku poprzednich startach, wykańczała mnie bardziej, niż prowadzenie na czole własnym tempem. Na półmetku mamy 113 km i opuściliśmy tylko dwie "jedynki". Już parę kilometrów temu Roman pobił swój rekord jazdy dobowej. Czujemy się bardzo dobrze, więc uprzednio skreślone "dwójki" systematycznie włączam do trasy naszego przejazdu. Kilka kilometrów pokonujemy wspólnie z panem Zdzisławem Wylężkiem - szefem firmy produkującej sakwy Cumulus. On również debiutuje w Harpaganie, do czego namawiałem go od dawna. Po dotarciu do jednego z punktów nasze drogi rozchodzą się. Tymczasem my, z każdym kilometrem, zaczynamy wierzyć w uzyskanie na prawdę dobrego wyniku. Wedle wszelkich obliczeń wychodzi, że zaplanowaną trasę przejedziemy z zapasem jednej godziny. Pojawia się więc szansa na zgarnięcie "jedynki", którą ominęliśmy zaraz po starcie. Ostatni ważny punkt PK14 wydaje się formalnością - jest położony dokładnie 6 km od mojego domu, a w miejscu tym byłem już wiele razy. I w tym momencie następuje zupełnie niewytłumaczalna katastrofa nawigacyjna w moim wykonaniu. Zupełnie gubię się w lesie i przez 40 minut bezładnie błądzimy po okolicy. Gdy wreszcie, po zasięgnięciu języka, udaje się nam dojechać do punktu, jestem tak oszołomiony, że nawet nie poznaję Lidera, który właśnie zmierza do mety po drugi w historii tytuł Harpagana. My tymczasem musimy zrezygnować z dodatkowej "jedynki" i pędzimy do mety, by zmieścić się w limicie czasu. Na mecie Roman jest bardzo szczęśliwy - w harpaganowym debiucie zajął 22 miejsce i pobił ponad dwukrotnie swój dotychczasowy rekord dystansu. Ja mam bardzo mieszane uczucia. Dwudzieste drugie miejsce jest moim najgorszym wynikiem w historii, ale gdyby przed startem ktoś mi powiedział, że uzbieram 56 punktów wagowych, nie uwierzyłbym. Ciągle mam też w głowie to fatalne zabłądzenie w odległości 6 km od domu - piękna lekcja pokory.
Start w Przodkowie wyzwolił we mnie zupełnie nową motywację do walki. Po raz pierwszy założyłem, że nie mam szans na zdobycie tytułu. Wystartowałem dla własnej satysfakcji, by sprawdzić, ile kilometrów będę w stanie przejechać, by zobaczyć znajomych i poczuć tego niesamowitego ducha walki towarzyszącego Harpaganowi. Pod tym względem jestem w pełni usatysfakcjonowany! Przyjemność, czerpana z samego faktu długiej jazdy rowerem, była wyśmienita.
Dane z licznika: dystans - 215 km, czas trasy - 11:44, efektywny czas jazdy - 10:11, średnia prędkość - 21,00 km/h.
P.S. Dwa miesiące po Harpaganie Roman został szczęśliwym.... dziadkiem! Start w Harpaganie tak mu się spodobał, że zapisał się na największy na świecie amatorski maraton rowerowy: 300-kilometrowy Vätternrundan w Szwecji, gdzie limit startujących wynosi 17,5 tys. osób, a miejsc zaczyna brakować już pół roku przed startem!
15 sierpnia 2006 - najszczęśliwszy dzień w moim życiu. - O godzinie 13:00 zostaję TATUSIEM!!!!!! Natalka ma 57 cm wzrostu i waży 3460 gramów.
czerwiec 2006 - Po długich naradach z Justyną wymyślamy dla naszej strony nazwę, która idealnie do nas pasuje: RowerowaRodzinka.pl. Niestety na razie na nazwie się kończy, przed nami jeszcze daleka droga...
kwiecień/maj 2006 - Rusza rajd rowerowy BAŁKANY 2006 - Niestety tym razem Justyna musi pozostać w domu. Poczynania ekipy śledzi na podstawie moich relacji sms-owych. Nie mogło być jednak inaczej. Nasze maleństwo ciągle jeszcze pozostaje w brzuszku u mamy - to nie pora na rowerowe wojaże.
Patronat nad rajdem obejmuje magazyn rowerowy bikeBoard. Niejako przy okazji ukazuje się tam również relacja z naszej zeszłorocznej wyprawy do Hiszpanii. Artykuł Smak i zapach pomarańczy opowiada między innymi o naszym spotkaniu z sępami oraz o zdobyciu najwyższego podjazdu Europy - Pico del Veleta 3392 m n.p.m.
... 2004, 2005, 2006 - Przygotowując się do kolejnych wypraw przeglądam wiele stron rowerowych podróżników. Narasta we mnie przekonanie, że koniecznie musimy stworzyć własną stronę, by podzielić się wrażeniami z naszych wypraw. Na początku 2006 r. kupuję nawet podręcznik do nauki HTML. Niestety, pomimo upływu kolejnych miesięcy, ciągle jestem w punkcie wyjścia.
© Przemysław Remigiusz Kitliński 2006-2017